Kim jest dziś Emmanuel Olisadebe? Niegdyś mega-gwiazda reprezentacji, pierwszy zawodnik z obcego kraju, który zagrał w polskiej kadrze. Człowiek, którego gole zapewniły nam pierwszy po 16 latach awans do finałów mistrzostw świata (w Korei i Japonii w 2002 roku). Jego ślub z Polką Beatą Smolińską i odbiór polskiego paszportu w kancelarii prezydenta Kwaśniewskiego były wydarzaniami, którymi żyła cała Polska. Media zabijały się o wywiady ze skromnym Nigeryjczykiem, który nie cierpiał rozgłosu.
Po pięciu latach od tamtych wydarzeń "Oli", "Emsi", czy też "Czarnecki", jak go pieszczotliwie nazywano, ma absolutny spokój. Zupełnie zapomniany kopie piłkę w prowincjonalnym cypryjskim klubiku - Peyia Kinyras, na jego mecze przychodzi maksymalnie tysiąc osób. "Witajcie, jak dużo czasu minęło. Jeszcze o mnie nie zapomnieliście?" - zdziwił się na widok dziennikarzy z Polski, którzy przyjechali na Cypr na zgrupowanie polskiej reprezentacji.
Dawniej w takich przypadkach przykładał słuchawkę telefonu komórkowego do ucha, udawał, że jest zajęty rozmową i uciekał przed reporterami. Introwertyk, wstydził się, że słabo zna język polski, dostęp do niego mieli tylko nieliczni, którym ufał. Teraz rozmawia otwarcie. Wyraźnie widać, że nabrał dystansu do życia. W tym co mówi można jednak wyczuć nostalgię. Nie skończył jeszcze 30 lat, a wszystko co najlepsze w karierze ma już za sobą. I nie łudzi się, że los się może odmienić.
"Nie pogram już długo w piłkę. Futbol strasznie spala mnie psychicznie. To jest dla mnie zdecydowanie zbyt duży stres. Dwa ostatnie lata mnie wykończyły. Do Anglii do Portsmouth ściągnął mnie Harry Redknapp, a później bez powodu natychmiast odstawił. W greckim Xanthi to samo. Zapłacili mi z góry pieniądze i nie pozwolili grać. Nie rozumiem o co chodzi w tym biznesie. Jacyś ludzie prowadzą dziwne gry. To nie dla mnie" - mówi z żalem i nie próbuje analizować dlaczego od kilku lat stacza się.
"Sądzę, że po prostu nie miałem szczęścia. Niczego nie żałuję i nie uważam, abym zrobił coś źle. Czasem jestem na górze, a czasem na dole. Miałem swoje pięć minut i naprawdę się nimi cieszyłem. Teraz nie będę mówił, że moim celem jest odbudowa kariery. Na tym etapie kariery nie muszę już niczego udowadaniać. Robię tylko to co uważam za najlepsze dla siebie i mojej rodziny. A resztę zostawiam losowi. Po prostu idę przez życie" - mówi "Emsi".
Gra w lidze cypryjskiej w naszym kraju nie przynosi splendoru, ale Olisadebe nie narzeka. "Trafiłem tutaj, bo zdecydowałem, że spróbuję czegoś nowego. Pieniądze nie były najgorsze, strzeliłem na razie cztery gole i chcę strzelać więcej. W Pafos jest spokojnie. Tak turystycznie. Nie ma korków. Wszędzie dojedziesz w pięć minut. Mnie i Beacie to się podoba..."
Na pytanie o Polskę, Emmanuel wyraźnie się ożywia i widać, że jest na bieżąco z tym co dzieje się w naszym futbolu. "Oglądałem mecze eliminacyjne reprezentacji Polski. Widziałem jak dobrze grali, Smolarek jest teraz gwiazdą, strzelił sporo goli. Kiedy Polska ze mną w składzie zakwalifikowała się do mundialu, było nam trudniej. Większości z nas brakowało doświadczenia. Teraz - z Żurawskim, Krzynówkiem i kilkoma innymi rutynowanymi piłkarzami powinno - być lepiej. A słyszałem, że Roger może pójść moją drogą i dostać polski paszport, co byłoby dodatkowym wzmocnieniem. Jeśli mnie dali polskie obywatelstwo, dlaczego nie mieliby dać jemu? Życzę mu wszystkiego najlepszego" - mówi stanowczo.
Ewentualnym powrotem Olisadebe do kadry zainteresowany był poprzedni selekcjoner Paweł Janas. Ze sztabu Beenhakkera nikt do czarnoskórego napastnika nie dzwonił. "Miałem swój czas. W ciągu dwóch lat zrobiłem w piłce więcej niż niektórzy przez całą karierę. Ostatnio z dawnych znajomych z nikim nie byłem w kontakcie. Trener Engel też nie dzwoni. Wiecie jak to jest. Jeśli jesteś na topie, masz mnóstwo przyjaciół. Potem niekoniecznie... Czy wrócę do Polski? Miałem sygnały, że ktoś się mną tam interesuje. Wiem, że trener Wdowczyk wrócił do Polonii, że jest ładniejszy stadion. Konkretnej ofery jednak nie dostałem. Ciągle jestem zameldowany w Grecji, w Atenach. To moja baza. Do rodzinnej Nigerii się nie wybieram, chyba, że wówczas gdy będę miał 70 lat" - uśmiecha się od ucha do ucha.
Na pytanie co chciałby przekazać polskim kibicom, odpowiada: " Wyrazy szacunku. Polska dała mi prawie wszystko. Zrobiła ze mnie Europejczyka, reprezentanta kraju, uczestnika mistrzostw świata, moja żona jest Polką. Czuję się też Polakiem, używam polskiego paszportu. Nigdy tego Polsce nie zapomnę".