Przed losowaniem niemal wszystkim drużynom było obojętne na kogo trafią (przynajmniej w wersji oficjalnej). Każdy się upierał, że może ograć każdego. Jednak po losowaniu byli i bardzo szczęśliwi, i bardzo zawiedzeni.

"Znowu Roma!" - krzyknął (chyba radośnie) sekretarz generalny Manchesteru United Ken Ramsden, gdy dowiedział, że jego klub zmierzy się z rzymianami, których w zeszłym roku, również w ćwierćfinale, ograł na Old Trafford aż 7:1.

Reklama

"O nie, znowu Manchester!" - zareagował dyrektor sportowy Romy Daniele Prade. Ale już po kilku sekundach ochłonął: 'Wylosowaliśmy najsilniejszy zespół ze wszystkich, ale my nie mamy się czego wstydzić. Jeśli zagramy tak, jak gramy od kilku ostatnich tygodni, to ich wyeliminujemy."

Trener Romy Luciano Spaletti już ma dosyć przypominania mu feralnego meczu w Manchesterze sprzed roku. Od tamtego czasu jego podopieczni nabrali pewności siebie, a poza tym - jak sam twierdzi - nikt nie jest tak ambitny jak Roma, która chyba jako jedyny z ćwierćfinalistów walczy na trzech frontach (Liga Mistrzów, Serie A i Puchar Włoch). "Z zeszłorocznego meczu pozostał mi w pamięci widok moich załamanych zawodników, ich ból i bezradność. Chciałbym raz na zawsze wymazać te wspomnienie z pamięci. Teraz nadarza się ku temu okazja" - powiedział po losowaniu Spaletti.

Złe wspomnienia z przeszłości chce wymazać także menedżer Arsenalu Arsene Wenger, który powiedział, że nadal śni o finale Ligi Mistrzów sprzed dwóch lat (Barcelona ograła Kanonierów 2:1). Londyńczycy, zdaniem Marcello Lippiego, grają obecnie najlepszy futbol w Europie i nie ma mowy, aby odpadli przed finałem. "Jesteśmy lepsi niż dwa lata temu. Jeśli tylko będziemy skuteczniejsi niż wtedy, to znikną moje koszmary" - uśmiecha się Wenger.

Francuz na myśl o dwumeczu z Liverpoolem rozkłada bezradnie ręce. Jest zły na los tylko dlatego, że ma trochę dość meczów z podopiecznymi Rafaela Beniteza. Nie boi się ich. Po prostu go już nudzą, bo ile razy w jednym sezonie można grać z jedną i tą samą drużyną? I jeszcze ten Steven Gerrard, który chodzi i powtarza, że Liverpool nie musi bać się nikogo na świecie, bo w europejskich pucharach zawsze grał dwa razy lepiej niż w Premiership... Rzeczywiście nudne - komentuje DZIENNIK.

Po losowaniu również trener Schalke Mirko Slomka rozłożył bezradnie ręce. Jego klub trafił bowiem bardzo źle - na Barcelonę. Nie powinien jednak aż tak bardzo narzekać, bo Katalończycy to nie jest ta sama drużyna, przed którą dwa lata temu drżała cała Europa. Leo Messi jest kontuzjowany, Thierry Henry gorszy od Henry'ego za czasów gry w Arsenalu, a Ronaldinho... Cóż, w tym sezonie wylądował na ławce rezerwowych nie tylko przez kłopoty zdrowotne. "Szczerze mówiąc, to wiem o Schalke tylko tyle, że gra w Bundeslidze. Biję się w pierś. Jeśli każdy z moich kolegów będzie miał o nich taką wiedzę, to najnormalniej w świecie odpadniemy" - powiedział obrońca Barcelony Lilian Thuram.

Reklama

Z kolei bardzo zadowolony z losowania był menedżer Chelsea Avram Grant. Wszyscy się mu dziwią. Najbardziej Wenger, który za wszelką cenę chciał uniknąć podróży do Stambułu. Pod wodzą brazylijskiego trenera Zico oraz jego rodaków (Roberto Carlos, Alex, Deivid, Dracena), Fenerbahce w ciągu kilku miesięcy z niezłego klubu stał jedną z najgroźniejszych i nieprzewidywalnych drużyn w Europie.

"Już nie jesteśmy zależni od przeznaczenia i naszych rywali. Dzięki wsparciu naszych kibiców awansujemy do półfinału. Nawet kosztem Chelsea" - powiedział skrzydłowy Fenerbahce Ugur Boral.