Prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej w rozmowie z Moniką Olejnik sam przyznaje, że propozycje łapówkarskie dostał dawno temu. A zatem o przekrętach w polskiej piłce nożnej musiał wiedzieć już od lat. A jeszcze niedawno tłumaczył, że nie miał świadomości, jak wielkie są te przekręty.
Michał Listkiewicz miał też kłopot z wytłumaczeniem, dlaczego tę wiedzę zostawił sobie samemu. Najpierw wyjaśniał, że nie miał świadków, którzy mogliby potwierdzić, że dostał propozycję wzięcia łapówki. A potem dodał, że tak naprawdę za korupcję w sporcie polskie prawo ściga dopiero od 2003 roku. Na pytanie, czy w takim razie przed tą datą można było kupować i sprzedawać mecze bez konsekwencji, odpowiada, że nie można było, ale nie były to czyny ścigane.
Listkiewicz przekonuje też, że jest ofiarą afery korupcyjnej. "Czuję się odpowiedzialny za to, co się dzieje się w piłce nożnej, ale bez przesady. Jestem tak zaszczuty, tak skopany. Pisze się tyle nieprawdy. Poniża się mnie w sposób zwierzęcy" - skarżył się w Radiu ZET.
Tymczasem minister sportu Mirosław Drzewiecki przyznał w radiowej Trójce, że poważnie traktuje obietnicę Listkiewicza, który zapewnił na zjeździe PZPN, iż odejdzie 14 września. "Jeśli nie dotrzyma słowa, skompromituje się" - nie ma wątpliwości Drzewiecki.