W sezonie 2007 Formuła 1 wracała na Fuji po kilkudziesięcioletniej przerwie. Kierowcy martwili się, że nie będą jeździć na bardzo lubianym torze Suzuka, gdzie Grand Prix Japonii odbywała się w poprzednich sezonach. Złe przeczucia ich nie zawiodły, tym bardziej że wyścig obywał się w wyjątkowo niesprzyjających warunkach. Padał rzęsisty deszcze i wielu zawodników, łącznie z Kubicą twierdziło później, że Grand Prix Japonii w ogóle nie powinna się rozpocząć. "Było tak ślisko, że istniało duże ryzyko wypadnięcia nawet na prostej" - opowiadał Kubica. "Widoczność była zerowa. W pewnym momencie zauważyłem, że właśnie wyprzedza mnie Robert i mało nie narobiłem w gacie" - przyznał po wyścigu Sebastian Vettel z Toro Rosso.

Reklama

Polak najlepiej zapamiętał GP Japonii ze względu na niezasłużoną karę, jaką dostał po kolizji z Lewisem Hamiltonem. W środkowej fazie wyścigu Robert był bardzo szybki i na mokrej jezdni wyprzedzał rywali. W końcu dogonił także kierowcę McLarena. W pewnym momencie Brytyjczyk popełnił błąd i pojechał zbyt szeroko w jednym z zakrętów. Kubica po prostu trzymał się prawidłowej wewnętrznej linii i podjął atak. Hamilton tymczasem odzyskał kontrolę nad samochodem i ostro zjechał do wewnętrznej krawędzi toru, nie przejmując się tym, że właśnie tam znajduje się bolid BMW.

Samochody wpadły w poślizg i wyleciały poza obręb jezdni, ale obaj kierowcy wrócili do rywalizacji. Robert dostał jednak karę przejazdu przez aleję serwisową. Po raz kolejny okazało się, że Hamilton w roku 2007 był nietykalny. Sankcje dla Kubicy oburzyły wielu innych zawodników i w obronie Polaka wstawił się między innymi Felipe Massa. "Nie mam pojęcia, z jakiego powodu Kubica dostał karę" - przyznał tydzień później w Chinach dwukrotny mistrz świata.