Trudno byłoby wymienić wszystkie kontuzje motocyklisty Orlen Teamu. Tę najgorszą odniósł dwa lata temu podczas rajdu w Chile. Upadł tak nieszczęśliwie, że urwał główkę kości w prawym ramieniu. Ból był tak ogromny, że Dąbrowski miał kłopoty ze snem przez dwa miesiące. Leczył się pół roku.

Reklama

>>>"Proszę, zadzwońcie do mojej żony"

"To było na pustyni Atacama. Na tej samej, która jest na trasie tegorocznego Dakaru. Tak bardzo chciałem odczarować te miejsce..." - Marek zawiesza głos. "Gdy jechałem po piachu, było nieźle. Ale na kamieniach za bardzo podbijało bolącą rękę. Większą część piątego etapu jechałem na jedynce, przez trzysta kilometrów, parę razy chciałem się wycofać. Ale gdy nastała noc i błyskawice rozświetlały niebo, ja sunąłem po wydmach, a z nieba sypał grad, pomyślałem sobie, że warto dojechać do mety w tak niezwykłych okolicznościach. Na trasę wyruszyłem o 6.40 rano, a do mety dotarłem o 22. Przeżyłem kolejny piękny etap".

Dzień później już nie stanął na starcie. Za kilka dni wraca do Polski, gdzie czeka go operacja kontuzjowanej ręki - pisze DZIENNIK.

>>>Hołowczyc jeździ z własną klimatyzacją

Reklama

Gdy rozmawiamy, słychać telefon Marka. To dzwoni jego ośmioletni syn Konrad. "Nie martw się synku. Z tatą wszystko w porządku. Wycofałem się, bo strasznie mnie boli ręka. Ale następnym razem pokonam pustynię" – zapowiada.

Za rok Rajd Dakar znów odbędzie się w Ameryce Południowej. I znów na trasie będzie pustynia Atacama.