MATEUSZ WEBER: Co właściwie stało się na treningu polskich młociarzy? Dlaczego doszło do tragedii?
MAREK PROROK*: Mogę powiedzieć tylko tyle, ile wiem z mojej praktyki i doświadczenia lekarskiego, bo nie znam jeszcze wyników sekcji zwłok. Moim zdaniem przyczyną śmierci mógł być zator w płucu. Kamila rozgrzewała się przed treningiem siłowym i nagle upadła. W drodze do szpitala w Vila Real de Santo Antonio zasłabła. Mimo reanimacji nie udało się jej uratować.
Kamila, jak twierdzą jej koledzy, skarżyła się na swój stan zdrowia już od czasu olimpiady w Pekinie. Dlaczego na zgrupowanie do Portugalii nie pojechał z nią żaden lekarz?
Na takie małe zgrupowania nie jeżdżą lekarze. Do Portugalii pojechały tylko cztery osoby. Powód jest prosty: brak pieniędzy i samych lekarzy. Poza mną z kadrą pracuje ich jeszcze tylko trzech. Poza tym prowadzimy jeszcze praktykę lekarską w kraju.
Czy pana zdaniem z tej tragedii nie powinno się wyciągnąć wniosków, że lekarz zawsze powinien jeździć ze sportowcem?
Moim zdaniem tak, ale już mówiłem - zwyczajnie nie ma na to pieniędzy.
Czy skoro stan zdrowia Kamili Skolimowskiej - jak się dowiadujemy - nie był dobry, była pod opieką lekarzy?
Oczywiście i to bez przerwy. Ostatnie badania laboratoryjne przeszła 7 stycznia, krótko wcześniej w grudniu też była na konsultacjach lekarskich. Jej stan zdrowia był bez przerwy monitorowany. Nie stwierdzono nic niepokojącego.
Po takich tragicznych zdarzeniach zawsze nasuwa się pytanie o niedozwolone metody treningu. W internecie pojawiły się takie sugestie.
Kamilę znałem 12 lat i nigdy nie było nawet cienia podejrzeń o doping. Ona kochała czysty sport. Nie wyobrażam sobie nawet, żeby mogła cokolwiek zażywać. Poza tym zawodnicy są systematycznie badani. Kamila przeszła w karierze setki takich badań i zawsze była czysta.
dr Marek Prorok jest od 25 lat głównym lekarzem Polskiego Związku Lekkiej Atletyki