W pierwszej i drugiej rundzie nic w zasadzie w ringu się nie działo. Można było odnieść wrażenie, że zawodnicy boją się tej konfrontacji, jakby nie chcieli walczyć. Przez prawie pięć minut publiczność zgromadzona w MEN Arena oglądała tylko festiwal zwodów. Dopiero danie wyrazu niezadowolenia przez buczenie sprawiło, że pod koniec drugiego starcia "obudził się" jako pierwszy Haye.

Reklama

W trzeciej rundzie skontrował mistrza olimpijskiego z Sydney prawym sierpowym. Harrison oparł się o liny, a Haye z doskoku wyprowadził prawy prosty. Potem poczęstował chowającego się za podwójną gardę pretendenta serią ciosów, a na deser prawym sierpem posłał go na deski.

39-letni Harrison dochodził do siebie w parterze. Gdy sędzia wypowiedział "osiem, dziewięć" - podniósł się ociężale. Nie zdążył się jeszcze dobrze wyprostować, a bezlitosny, młodszy od niego o 9 lat Haye zadał cios, po którym się zachwiał.

Arbiter uratował jednak półprzytomnego zawodnika przed dalszymi uderzeniami i w ten sposób "Hayemaker" (Żniwiarz) po raz drugi obronił tytuł mistrza wszechwag. W profesjonalnej karierze był to jego 25. zwycięski pojedynek (jeden przegrał). Natomiast bilans Harrisona po tej walce to 27-5.