W sobotni wieczór obecności 45 tys. widzów na stadionie w Hamburgu Kliczko pokonał rywala jednogłośnie na punkty 117:109, 118:108 i 116:110, zdobywając do kolekcji pas mistrzowski WBA w wadze ciężkiej. Wcześniej wywalczył tytuły IBF i WBO.

Dzięki sukcesowi w Hamburgu 35-letni Ukrainiec (jego starszy brat Witalij zmierzy się we wrześniu z Tomaszem Adamkiem) powiększył bilans wygranych walk do 56 z 59 stoczonych. Dla młodszego o cztery lata Haye'a była to druga porażka w karierze.

Reklama

Tuż po walce Brytyjczyk tłumaczył się kontuzją (złamany palec u stopy), jakiej doznał trzy tygodnie wcześniej. W poniedziałek przyznał jednak, że wspomniany uraz nie miał decydującego wpływu na porażkę.

"Przegrałem walkę, ponieważ mój rywal był lepszy. To cała prawda. Nawet gdybym był w stu procentach zdrowy, mogłem mu nie sprostać. Władimir Kliczko jest obecnie najlepszym bokserem na naszej planecie" - podkreślił Haye.

"Chciałbym pokonać Ukraińca, jeśli dostanę drugą szansę. Pragnę rewanżu, ale piłka jest po stronie rywala. Teraz wszystko zależy od niego. Jeśli będzie chciał stoczyć kolejny wielki pojedynek, niech walczy ze mną. Jeśli jednak myśli o łatwym zwycięstwie, może zmierzyć się z jednym z tych facetów, którzy walczą tylko dla pieniędzy" - dodał.

Tymczasem Kliczko stwierdził, że kolejna walka z Brytyjczykiem nie była teraz w jego planach. Jak dodał, ma wątpliwości, czy Haye rzeczywiście chce rewanżu.

"Wiecie co? To ja jestem obecnie w +fotelu kierowcy+. Nie wiem jeszcze, jaką decyzję podejmę - czy będę walczył z Davidem Haye'em, czy też nie. To bardzo miłe uczucie" - podkreślił ukraiński mistrz świata.

O Brytyjczyku, który przed walką często w niewybredny sposób prowokował Kliczkę (np. nie podawał mu ręki), powiedział krótko i dosadnie: "On jest teraz na aucie".