Kliczko odniósł się w ten sposób do stanowiska Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, który planuje dopuścić sportowców z Rosji i Białorusi do przyszłorocznych igrzysk w Paryżu pomimo trwającej wojny w Ukrainie.
W wywiadzie dla "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung" Kliczko zaproponował, żeby Bach na własne oczy zobaczył efekty inwazji właśnie w Buczy. Po wycofaniu się stamtąd wojsk rosyjskich znaleziono setki ciał cywilów, niektóre ze związanymi na plecach rękami i ze śladami tortur.
Według planów MKOl Rosjanie i Białorusini będą mogli wystartować w igrzyskach, pod warunkiem że nie wspierali aktywnie wojny na Ukrainie. Ponadto nie będą mogli prezentować barw narodowych, a złoci medaliści nie usłyszą hymnów.
Nie łudźmy się. Nie widziałem ani jednego sportowca, który otwarcie opowiedziałby się przeciwko wojnie, a już na pewno żadnego z aktywnych sportowców. Nie może tak być, że wolnemu światu ciągle powtarza się: ”Ale cóż sportowcy mają z tym wspólnego?". To wszystko jest powiązane. Sport ma z tą wojną szalenie dużo wspólnego - wskazywał Kliczko.
Ukrainiec zwrócił też uwagę, że gdy Rosja zagarnęła Krym w 2014 roku, nie spotkały ją żadne konsekwencje.
Jeśli nie będzie żadnych konsekwencji, to nie będzie też spokoju od Rosji. Dlatego tu nie ma miejsca na “jeśli” i “ale”. Nie ma miejsca na neutralność - ocenił.
Inwazja wojsk rosyjskich, przy wsparciu Białorusi, na Ukrainę trwa od 24 lutego ubiegłego roku.