"Wtedy Lewis bardzo chciał dojechać do mety przede mną, aby w klasyfikacji generalnej znaleźć się przed Nico Rosbergiem" - wspomina potyczkę z 2004 roku Robert. "Ja z kolei bardzo chciałem być na mecie przed Lewisem, aby wygrać zakład i zakończyć sezon z dwukrotnie większą liczbą punktów niż mój kolega z zespołu Muecke - Bruno Spengler. Ostatecznie nie udało mi się" - przyznaje Kubica, który do mety dojechał tuż za plecami Hamiltona.
Do wygrania zakładu ze Spenglerem zabrakło mu zaledwie jednego "oczka". "Dwa, trzy okrążenia były naprawdę ostre" - kontynuuje krakowianin. "Przez pół okrążenia przejechaliśmy bok w bok. Daliśmy popis, ale dostaliśmy od sędziów ostrzeżenie i musieliśmy zwolnić" - wspomina Polak.
Co ciekawe, Kubica i Hamilton walczyli wtedy nie o zwycięstwo, ale o... szóste miejsce. Czy w niedzielę, kiedy stawką może być nawet zwycięstwo, bój będzie równie zacięty? - pyta DZIENNIK.
Grand Prix odbędzie się w ojczyźnie BMW i Mercedesa. Dlatego kibice, którzy zasiądą na trybunach, z równym zaciekawieniem co postępy kierowców Ferrari, będą obserwowali pojedynek słynnych niemieckich marek. Barw BMW będzie bronił Kubica, a w srebrno-czarnym McLarenie-Mercedesie zasiądzie Hamilton.
Wiele zależeć będzie od przygotowania bolidu Polaka. W pierwszej połowie sezonu mogliśmy się przekonać, że na większości torów bolidy McLarena są szybsze od maszyn BMW, ale zdarzały się wyjątki. Dobry występ przed własną publicznością – do tego na torze Hockenheimring, który tradycyjnie leży w strefie wpływów Mercedesa – to dla teamu Polaka priorytet.
"Mam nadzieję, że w piątek będzie dobra pogoda i będziemy mogli wykorzystać jak najwięcej czasu w treningach na dostrojenie bolidu. Będzie fajna walka, a ja, jak zawsze, dam z siebie wszystko" – zapowiada nasz zawodnik.