W poniedziałek Knicks ponieśli szóstą z rzędu porażkę. Na parkiecie "Byków" Lin zdobył 15 punktów i miał osiem zbiórek, ale pod względem skuteczności wypadł blado: trafił z gry tylko cztery razy na 11 prób.
Ekipę gospodarzy, osłabioną brakiem Luola Denga, Richarda Hamiltona i C.J. Watsona, poprowadził do zwycięstwa Derrick Rose, który uzyskał 32 punkty. Najwięcej pochwał zebrał jednak rezerwowy Taj Gibson za 15 punktów i 13 zbiórek.
"Nasza gra na tablicach była rewelacyjna, a Taj był wielki. Jego skuteczne dobitki w drugiej połowie zdecydowały o zwycięstwie" - ocenił trener "Byków" Tom Thibodeau.
W Phoenix w pojedynku z Timberwolves Marcin Gortat tym razem rozegrał słabszą partię, nie zaliczył tzw. double-double, zapisując na swym koncie osiem punktów i cztery zbiórki. W końcówce spotkania gospodarze mogli przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, ale najpierw spudłował zza linii trzech punktów Jared Dudley, a chwilę potem Gortat - z rzutów wolnych.
Największe pretensje trener "Słońc" Alvin Gentry miał za bezkarne dopuszczanie do tego, by Kevin Love zbierał piłki i rzucał za trzy punkty. W ten sposób lider Minnesoty zdobył połowę z 30 punktów, głównie w ostatniej części gry. W bieżącym sezonie Love zdobył co najmniej 30 oczek już po raz piętnasty.
W meczu outsiderów ligi New Orleans Hornets przegrali z Charlotte Bobcats 71:73. W ostatnich 11 sekundach gospodarze posiadali piłkę, ale akcję Trevora Arizy zablokował najlepszy na parkiecie Bismack Biyombo. Bobcats, których właścicielem jest słynny Michael Jordan, odnieśli dopiero szóste zwycięstwo przy 34 porażkach. (PAP)