Cavaliers występowali w finale NBA w latach 2015-2017, a zwycięstwo odnieśli w sezonie 2015/16. Za każdym razem ich rywalem był zespół Golden State Warriors. Być może dojdzie do powtórki z historii, gdyż "Wojownicy" walczą w finale Konferencji Zachodniej; remis 3-3 w konfrontacji z Houston Rockets.

Reklama

W niedzielę "Kawalerzystów" do sukcesu poprowadził James, który zdobył 35 punktów, miał 15 zbiórek, dziewięć asyst i dwa bloki (ale też osiem strat, cztery faule). Znakomity koszykarz cały czas był na parkiecie, rządził i brylował, a zbliżający się finał będzie jego ósmym kolejnym w karierze (w barwach obecnej drużyny i Miami Heat).

Decydujące spotkanie na Wschodzie było bardzo zacięte, a jeszcze na sześć minut przed końcem ekipa Celtics prowadziła 72:71 po rzucie za trzy punkty Jaysona Tatuma. Później nastąpił kryzysowy moment gospodarzy, którzy przestali trafiać, a rywale wprost przeciwnie. Na 40 sekund przed końcową syreną Cavaliers wygrywali 86:74 i sukcesu nie mogli już wypuścić z rąk.

To była niesamowita walka, w żadnym meczu nie dostaliśmy nic za darmo, choćby jednej piłki czy punktu. Przegraliśmy dwa pierwsze spotkania, ale we własnej hali byliśmy w stanie wrócić do gry i teraz możemy świętować - podkreślił 33-letni James.

To niesamowity zawodnik, najlepszym na świecie i jestem dumny, że mam go w składzie. Jest przykładem dla wszystkich, w swoim 15. sezonie ligowym zagrał we wszystkich 82 meczach fazy zasadniczej - dodał trener Tyronn Lue.

Pierwszy raz w tej rywalizacji play off zdarzyło się, aby zwyciężyli przyjezdni. Wcześniej i Celtics, i Cavaliers potrafili wykorzystać atut własnego parkietu. Klub z Cleveland ma w składzie Jamesa, trzykrotnego mistrza NBA, który rozstrzygnął losy finału konferencji. Dobrze zaprezentował się także Jeff Green - 19 pkt i osiem zbiórek. Blisko double-double był również Thompson - 10 pkt, dziewięć zbiórek.

Reklama

Najskuteczniejszy wśród rywali 20-letni Tatum uzyskał 24 "oczka". Amerykańskie media podkreślały, że tak skutecznego i dużo grającego pierwszoroczniaka nie było w rozgrywkach od czasów legendarnego Kareema Abdula-Jabbara (debiutował w sezonie 1969/70).