Problemy osłabionych "Kozłów" - bez czołowego strzelca Jrue Holidaya i środkowego Brooka Lopeza - rozpoczęły się już w pierwszej kwarcie, w której pozwoliły zdobyć rywalom aż 44 punkty. Gospodarze przez praktycznie całe spotkanie musieli "gonić" wynik i najbliżej celu byli 9,4 s przed końcową syreną, kiedy po akcji Giannisa Antetokounmpo zbliżyli się na 108:110.
Ostatnie słowo należało jednak do rywali, którzy trzema celnymi rzutami wolnymi - po faulach miejscowych - przypieczętowali sukces.
Nie zawsze będziemy występować o optymalnym składzie, więc musimy się do tego przyzwyczaić i radzić sobie z podobnymi kłopotami. Musimy się też nauczyć roli mistrza, do którego przeciwnicy zawsze podchodzą inaczej - ocenił Antetokounmpo.
Grecki koszykarz, najlepszy zawodnik (MVP) poprzedniego sezonu zasadniczego, z 40 punktami i 16 zbiórkami był liderem Bucks. Dla gości D'Angelo Russell zdobył 29 punktów, a Karl-Anthony Towns and Anthony Edwards dodali po 25.
Kłopoty personalne i zdrowotne mistrzów nie mogą umniejszać naszego sukcesu, bo solidnie na niego zapracowaliśmy - powiedział po trzecim zwycięstwie w czterech występach w sezonie trener "Wolves" Chris Finch.
Bilans ekipy z Milwaukee to trzy wygrane i dwie porażki. Na Wschodzie niepokonani pozostają Chicago Bulls (4-0), a świetnie radzą sobie również Charlotte Hornets (120:111 z Orlando Magic), którzy mają bilans 4-1.
Na Zachodzie komplet zwycięstw mają Golden State Warriors - cztery i Utah Jazz - trzy. Słabo radzą sobie finaliści konferencji poprzedniego sezonu - zarówno Phoenix Suns, jak i Los Angeles Clippers po środowych porażkach mają w dorobku jedno zwycięstwo i trzy przegrane.
"Słońca", które w poprzednich rozgrywkach zatrzymali dopiero Bucks w wielkim finale, uległy we własnej hali Sacramento Kings 107:110. O triumfie gości zdecydował celny rzut za trzy punkty Harrisona Barnesa równo z ostatnią syreną, choć jeszcze niespełna trzy minuty przed końcem prowadzili różnicą 10 punktów.
"Jesteśmy innym zespołem niż w poprzednim sezonie. Pracujemy nad mentalnością, wiarą w siebie. To długi proces, ale coraz mniej paraliżuje nas strach przed przegraną, a coraz lepiej szukamy sposobu, by rozstrzygać wyrównane końcówki na swoją korzyść" - przyznał szkoleniowiec "Królów" Luke Walton.
W jego drużynie najskuteczniejszy był rezerwowy Buddy Hield, który uzyskał 26 punktów, w tym 21 po "trójkach". Devin Booker zdobył dla pokonanych 31.
Z kolei Clippers również przed swoimi kibicami nie sprostali Cleveland Cavaliers, przegrywając 79:92. Poprzednio ulegli we własnej hali temu rywalowi... 13 marca 2016.
Collin Sexton z 26 "oczkami" był liderem gości, a jedna z jego efektownych akcji zachwyciła samego LeBrona Jamesa. Po 16 dla Clippers zdobyli Francuz Nicolas Batum i Reggie Jackson. Zawiódł Paul George, który uzbierał 12 punktów i 10 zbiórek, ale spudłował pierwsze siedem rzutów, a za trzy punkty nie trafił żadnej z ośmiu prób.
"Po takim występie pocieszające jest tylko to, że chyba gorzej być nie może" - zauważył George.(PAP)
pp/ sab/