"Dźwignęła swoje 94 kilo z krzesła i mruknąwszy coś o kontroli antydopingowej opuściła salę" - tak niemiecka gazeta relacjonuje spotkanie Anity Włodarczyk z prasą. Według "BZ", sekretarz generalny IAAF Pierre Weis, który miał wręczyć jej czek na 100 tysięcy dolarów za rekord świata, był zszokowany.
>>> Tragiczne wieści dla Anity Włodarczyk
Okazuje się jednak, że było zupełnie inaczej. "To oczywiście nieprawda" - pisze Maciej Petruczenko w "Przeglądzie Sportowym" o doniesieniach "BZ". "Polka nie wyszła ze spotkania z własnej woli, lecz została niemal siłą wyciągnięta przez personel mistrzostw na kontrolę antydopingową!" - relacjonuje.
>>> Włodarczyk nie lubi swojej niemieckiej rywalki
Berlińska gazeta wypomina też Włodarczyk, że w porywie wielkiej radości po ustanowieniu rekordu świata omal nie staranowała grupy biegaczek, współzawodniczących na 5000 metrów. Jednocześnie autor publikacji klęka na kolana przed srebrną medalistką Betty Heidler, urodzoną w Berlinie.