KAMIL GAPIŃSKI: Gra pan w FC Nuernberg aż pięć lat. W tym czasie był pan królem strzelców pierwszej i drugiej Bundesligi. Dlaczego po takich sukcesach nie odszedł pan do lepszego klubu?

MAREK MINTAL*: Bo ja kocham Norymbergę. To najpiękniejsze miasto świata, w którym można zabalować, że hej! Chyba tylko w Katowicach, które odwiedzałem za młodu, jest tyle fajnych klubów i pięknych dziewcząt (śmiech). A poważnie – prezes klubu żądał za mnie zbyt dużych pieniędzy, które odstraszyły potencjalnych kupców, takich jak Liverpool czy Besiktas. Gdy w końcu myślałem, że mnie puści, to doznałem kontuzji, która zabrała mi właściwie dwa lata gry. Po tym czasie ludzie ze świata piłki trochę o mnie zapomnieli.

Reklama

Przez dwa sezony razem z panem w FC Nuernberg występował Jacek Krzynówek.

Zgadza się, chłopak był wtedy w znakomitej formie. Nie dość, że fajnie grał, to jeszcze zachowywał się bardzo porządnie. To dobry człowiek. Do dziś mamy kontakt, choć jeszcze nie wysłałem mu SMS w stylu: „Ale was zlejemy w Bratysławie” (śmiech). W Norymberdze grałem też z Bartkiem Bosackim. To kawał zawodnika. Leo Beenhakker postąpił dobrze powołując go do kadry.

Reklama

Nie chce pana martwić, ale Holender nie zabrał go na mecze z Czechami i Słowacją.

Tak? To dziwne, ale nie będę rozpaczał. Tym lepiej dla nas, że zagracie bez tak klasowego stopera.

Słowacja ma coraz mocniejszy zespół, jednak do czołówki europejskiej trochę wam brakuje – w tym roku zdecydowanie przegraliście z Grecją, Szwajcarią i Turcją. Nad czym musicie popracować, by dołączyć do najlepszych w Europie?

Reklama

Musimy wygrać z Polską. To będzie jak zdobycie Mount Everestu. Po takim triumfie dostaniemy zastrzyk adrenaliny i wygramy z każdym. Nie no, trochę żartuję. Tak poważnie to sądzę, że brakuje nam ogrania. Mamy kilku młodych i bardzo zdolnych zawodników, którzy jednak zaliczyli za mało meczów o dużą stawkę.

W klubie z Norymbergi strzela pan mnóstwo goli, za to w reprezentacji ma pan taki sobie bilans – 39 meczów, 11 goli. Skąd taka przeciętna skuteczność w drużynie narodowej?

(Mintal uśmiecha się, udaje zawstydzonego i chowa głowę w kaptur bluzy). W niemieckim klubie wszyscy grali na mnie, tymczasem w słowackiej drużynie jest kilku lepszych snajperów, do których kieruje się podania. Taki Robert Vittek z Lille to prawdziwa gwiazda.

Jak długo zamierza pan grać w kadrze?

Dopóki będę w stanie chodzić, przyjadę na każde wezwanie selekcjonera. Na pewno nie pójdę w ślady gwiazd z Zachodu, takich jak Claude Makelele, które ze względu na wiek same zrezygnowały z występów w reprezentacji. Ja bardzo liczę, że uda mi się zagrać na wielkiej imprezie, takiej jak mistrzostwa Europy czy świata. To moje największe marzenie.

Ostatnio coraz częściej siada pan w słowackim zespole na ławce. Dla takiej gwiazdy to musi być frustrujące?

Nie płaczę z tego powodu. Tłumaczę sobie, że zawsze mogę być takim piłkarzem w stylu Ole Gunnara Solskjaera z czasów gry w Manchesterze United, który wejdzie z ławki i błyskawicznie załatwi rywala. (śmiech).

Który z polskich piłkarzy w Bundeslidze zrobił na panu największe wrażenie?

Ebi Smolarek z czasów gry w Borussii Dortmund był znakomity. Teraz jego godnym następcą jest Jakub Błaszczykowski. To jest niemożliwe, żeby grać aż tak dobrze (Mintal wypowiada to zdanie po polsku).

Na koniec poproszę o typ na środowy mecz.

Wygramy 1:0 po golu strzelonym w 90. minucie przez... Marka Mintala. To będzie prawdziwe wejście smoka w moim wykonaniu, bo pojawię się na murawie dokładnie 60 sekund wcześniej (śmiech).