Czytałem ostatnio, że Dariusz Dudka, widząc budkę z piwem, powinien przechodzić na drugą stronę ulicy – tak z wdzięczności dla losu.
Dariusz dudka: Wiedziałem! Ja tu gram 90 minut w Auxerre, a my znów o aferze we Lwowie. Szczerze mówiąc, nie chce mi się już o tym rozmawiać. Swoje odpokutowałem.

Reklama

Ale może trzeba rozmawiać, by ludzie znali pana punkt widzenia.
Dobrze, ostatni raz, żeby była jasność. Potem gadamy tylko o piłce. Nie zgadzam się z tym, że powinienem czuć jakąś wdzięczność do losu, czy omijać budki z piwem. Jestem tylko człowiekiem. Jak każdy popełniam błędy. Jak każdy mam również prawo napić się piwa, jeśli mam na to ochotę. I chcę być rozliczany z tego, co robię na boisku, a nie poza nim. Nigdy nie zdarzyło się, bym pił alkohol przed meczem. To byłoby skandaliczne. Ale po? Owszem, tak. Od paru lat w kadrze po meczu piło się jedno, dwa, czy trzy piwa. I nikt nie podnosił lamentu z tego powodu.

>>>Cała prawda o skandalu we Lwowie

Ale we Lwowie, tak przynajmniej mówił Leo Beenhakker, nie chodziło o dwa piwa. W pana przypadku takie zachowanie ma dodatkowe podteksty, ze względu na wypadek, który spowodował pan przed laty. Dlatego ludzie będą mówić najgłośniej właśnie o Dudce.
Przepraszam, jacy ludzie? Nie słucham tych ludzi. Kto to taki? Jan Tomaszewski? Pozdrawiam tego pana serdecznie. Ten człowiek na każdym kroku podkreśla, jaki to jestem zły, że nie mam prawa grać w reprezentacji Polski. Przykro mi, ale muszę go rozczarować – będę grać. Miałem w życiu kilku trenerów, słyszałem kilka smacznych anegdotek o tym panu, ale teraz, kiedy rozmawiamy o mnie, o reprezentacji, o klubie, nie wyjeżdżam z tekstami, że Jan Tomaszewski ileś tam lat temu zrobił to czy tamto. Jaki to miałoby sens? Niczego mu nie wypominam, jak on mnie.

Reklama

Może Tomaszewski mówi głosem ludu, jest taką tubą społeczeństwa?
Społeczeństwa, w którym hasło przewodnie brzmi: życzyć drugiemu jak najgorzej. Wiem, że ludzie źle mi życzą. Ale gadanie Tomaszewskiego niczego nie zmieni. Może to tylko zwykła zazdrość? Nie wiem. Nie obchodzi mnie to.

Gdy minął kac po Lwowie – dosłownie i w przenośni – pomyślał pan sobie: co ja narobiłem? Było olbrzymie poczucie winy?
Nie.

Nie?
Nie. Po prostu wiedziałem, że popełniłem błąd, że przegiąłem i teraz mi nie odpuszczą. Przyjąłem to do wiadomości. Ale najbardziej byłem zły na to, że cała sprawa wyszła na jaw. Naprawdę mnie to wkurzyło. Zrozumiałem też, że ktoś chce, by wokół reprezentacji działo się źle. Oczywiście, gdybyśmy tego nie zrobili, nie byłoby sprawy. I na to jestem zły – daliśmy pewnym ludziom pretekst.

Reklama

Jakim ludziom?
Przecież wiemy, o kim mowa. Wiemy, co działo się na meczu ze Słowenią we Wrocławiu. Nie byłem tam, bo trener Beenhakker mnie zawiesił, ale koledzy mówili, że – delikatnie mówiąc – niektórym było to na rękę. W spotkaniu z San Marino kibice jechali z nami już bez trzymanki. Padały zarzuty, że jesteśmy piłkarzyki bez ambicji. W Bratysławie los okazał się mściwy dla mnie i Artura. Niektórzy znów mieli chwile radości. W meczu ze Słowacją Artur zawalił przy jednym golu, ja przy drugim i już dorobiono do tego całą ideologię. Banici ze Lwowa! To przez nich przegraliśmy! Banici wrócili, ale co to ma wspólnego z błędami na boisku? Moim zdaniem nic. Trzy dni wcześniej byli dobrzy w meczu z Czechami, a teraz już źli?

>>>Boruc, Majewski i dudka wrócą na mecz z Czechami

Jak tak doświadczonemu piłkarzowi jak pan mógł się przytrafić taki kiks, jak ten w Bratysławie?
Piłka skozłowała w polu karnym, chciałem wybić, ale nie miałem jak. Odbiła się od kolana i poleciała na słupek. Chyba ogarnęła mnie jakaś niemoc. To był trudny moment. Dostaliśmy gola, Słowacy złapali nas, poczuli, że mogą wygrać. Analizowałem tę sytuację wiele razy. Nie ma się co tłumaczyć. Nic mnie nie usprawiedliwia. Ani to, że ostatnio nie grałem w klubie, ani to, że z defensywnego pomocnika selekcjoner zrobił ze mnie obrońcę. To był po prostu głupi błąd.

A w przypadku Boruca?
Ja go będę bronić. Ludzie, czy wy już zapomnieliście, ile on zrobił dla tej reprezentacji?

>>>byliśmy w niebie, skończyliśmy w piekle

Dla pana wreszcie zaświeciło słońce. Zagrał pan w Auxerre cały mecz i może ucieszy to Beenhakkera, bo to był występ na pozycji, gdzie reprezentacja ma kłopoty.
(śmiech) Tak, zagrałem z Rennes na lewej obronie. Ale lepiej grać gdziekolwiek, niż wcale. Trener był zadowolony, pochwalił mnie, co rokuje dobrze na kolejne spotkania. Miałem grać na stoperze, ale trener zmienił zdanie.

W ogóle miał pan częściej grać. Miał pan być podstawowym piłkarzem Auxerre.
Pewniak do gry – tak odbierałem swój transfer. Początek był niezły, mimo że przegraliśmy z Marsylią. Zaczęło się sypać od trzeciego meczu z Niceą, potem wróciłem ze Lwowa po tej aferze i przestałem grać.

Myśli pan, że w klubie to miało jakieś znaczenie dla przełożonych?
Nie. Sam nie wiem, o co chodziło. Rozmawiałem z trenerem, co innego mówił, a potem co innego zrobił. Ale to nie jest teraz istotne. Gram i chcę grać jak najwięcej.

Może nie trafił pan z ligą? Wiadomo, że we Francji rządzą czarnoskórzy piłkarze, silni, grający fizyczny futbol. Gdzie pan tam do nich pasuje.
Coś wam powiem. Ostatnio poszedłem na siłownię. Ćwiczę w pocie czoła, podnoszę ciężary, a kilku takich czarnoskórych siłaczy stoi pod ścianą i chichoczą. „Ty, zostaw to, bo jeszcze będziesz miał kontuzję!” – mówią. No co ja poradzę, że oni już rodzą się przypakowani (śmiech). Ale siłę to i ja mam, nigdy nie bałem się fizycznej gry.

Dlaczego reprezentacja gra tak dobry mecz z Czechami, a po kilku dniach słaby ze Słowacją?
Jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz – ja się zawsze trzymam tego powiedzenia. Zagraliśmy przeciętnie. I ta kadra wygląda teraz tak, jak w meczu ze Słowacją. Ale czasem stać ją na rzeczy wielkie. Wygraliśmy przecież z Portugalią czy Czechami. I z całą pewnością Polskę stać na awans do mistrzostw świata.

Będzie o to coraz trudniej.
Wszystko zaczyna się od zera. Straciliśmy komfort, że możemy przegrać z Czechami na wyjeździe. Nic teraz nie możemy, musimy w każdym meczu grać jak o życie, a najlepiej wygrać wszystko do końca. A będzie o to bardzo trudno. Oglądaliśmy już na wideo, jak grają rywale. Irlandia Północna to nie są kelnerzy. Czekają nas trzy trudne wyjazdy. Ale wciąż wierzymy, że tę grupę można wygrać. Nie oceniajcie nas teraz, wstrzymajcie się z tym do września 2009 roku.