>>>Członek zarządu PZPN zatrzymany
Rostkowski nie może znieść, że wszyscy snują domysły na temat jego uczciwości. "Mam dość, gdy moja mama, rodzina i bliscy coraz częściej są pytani, czy może przypadkiem ja też coś gdzieś kiedyś wziąłem" - mówi sędzia międzynarodowy, który prowadził mecze Realu, Barcelony czy Chelsea.
Arbiter ma zresztą szansę wystąpić na mundialu 2010. A właściwie miał, bo zatrzymano za korupcję Grzegorza G. "Zaczęliśmy współpracować dopiero dwa lata temu. Nie wiem, co wcześniej robił, ale wciąż trudno mi uwierzyć, że tak majętny człowiek mógłby się skusić na pieniądze z tak obrzydliwego źródła. Kocham ten sport, ale jeśli w polskiej piłce nie ma miejsca dla uczciwych sędziów, a jest miejsce dla bandytów, oszustów i naciągaczy, to ja się wypisuję" - deklaruje odważnie Rostkowski.
A czy wcześniej korupcja mu nie przeszkadzała? "Przeszkadzała, czasem bardzo. W II lidze zdarzało się, że działacze badali, czy jestem podatny na korupcję. Pamiętam mecz, w którym drużyna walcząca o awans grała z broniącą się przed spadkiem. Obie mnie podchodziły. Wyrzuciłem ich z szatni. Ale po meczu znowu przyszedł działacz tej słabszej drużyny, która zresztą wyraźnie przegrała, i powiedział: "Panie, ale pan nas przestraszył! Myśleliśmy przed meczem, że skoro pan od nas nie chce pieniędzy, to pewnie wziął pan już od rywala. Ale skoro pan tak dobrze sędziował, to należą się panu pieniądze za uczciwość". I próbował mi wcisnąć reklamówkę" - opowiada sędzia.