Żądanie Widzewa, skierowane do futbolowej centrali już w środę, miało związek z decyzją Trybunału Arbitrażowego przy PKOl uchylającą karną degradację z ekstraklasy wydaną przez organy dyscyplinarne PZPN. Działacze związku postanowili, że utrzymają w mocy swoje poprzednie decyzje.

Reklama

"Powiększenie składu ekstraklasy wymagałoby zmiany m.in. w regulaminie rozgrywek czy sprzedaży praw do transmisji telewizyjnych. Stroną tej drugiej są wszystkie kluby i weto chociażby jednego z nich spowoduje, że nie będzie możliwości zmiany liczby drużyn" - powiedział Krzysztof Malinowski, szef Związkowego Trybunału Piłkarskiego.

Członkowie zarządu nie byli jednomyślni, ale większość z nich opowiedziała się za nieprzywracaniem Widzewa do ekstraklasy. Teraz sprawą zajmie się – po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia wyroku z TA, co może potrwać do trzech tygodni – Wydział Dyscypliny. Wiadomo, że na pewno nie będzie już mógł ponownie ukarać łódzkiego klubu degradacją, bowiem od 1 lipca takiej kary nie przewidują związkowe przepisy.

Widzewowi pozostaje dochodzenie odszkodowania w sądach cywilnych, co zapowiadał prezes klubu Marcin Animucki. "Jeżeli uwzględnione zostaną racje Widzewa, a nie będzie możliwe wykonanie orzeczenia, wówczas pozostaje kwestia ewentualnej rekompensaty finansowej" - powiedział Malinowski.

Innego zdania jest Listkiewicz. "To bardzo ryzykowna droga. W przypadkach ingerencji sądów powszechnych w sprawy krajowych związków FIFA jest bezwzględna. Gdyby Widzew zdecydował się na taki krok, PZPN może liczyć na poparcie światowej federacji, a nawet na pomoc prawną. Jeśli klub nie chce wycofać swojej skargi, to FIFA wręcz naciska na związki, by zastosować wobec niego sankcje pod groźbą zawieszenia całej federacji. Tak było niedawno w Portugalii w sprawie jednego z klubów drugoligowych" - powiedział nam świetnie znający międzynarodowe realia Listkiewicz.