Jest 24 września 1983, najważniejszy dzień roku w Barcelonie - Święto La Merce'. Barcelona podejmuje mistrza Hiszpanii Athletic Bilbao - wtedy mecz był równy rangą spotkaniom Barcy z Realem Madryt. Gospodarze prowadzą 2:0, stadionowy zegar wskazuje 13 min. drugiej połowy. 22–letni Maradona wraca się po piłkę na własną połowę. Biegnie z nią dwa metry po czym pada zaatakowany wślizgiem przez Andoniego Goikoetxeę. Diagnoza lekarzy ze szpitala Asepeyo brzmi tragicznie: złamanie z przemieszczeniami, pogruchotane więzadła i naderwane ścięgna w lewym stawie skokowym. „Uraz spotykany najczęściej u narciarzy alpejskich, z tą różnicą, że nacisk na kostkę Diego wynosił nie kilka, a 100 kilo!” - przyznał ordynator oddziału chirurgii.

Reklama

Goikoetxea został ukarany... żółtą kartką. "Goikoetxea niczym drapieżnik chciał zaznaczyć teren. Dlatego zaatakował na środku boiska" - powiedział Victor Munoz, dziś trener Getafe, wtedy kompan Maradony w Barcelonie.

Komisja Dyscyplinarna ukarała obrońcę 18-meczową dyskwalifikacją. Goikoetxea stał się w Katalonii wrogiem numer 1. Dwa lata wcześniej o mały włos nie zakończył kariery Bernda Schustera, który po faulu Baska dochodził do siebie przez 9 miesięcy.

"Przyznaję, to był wariacki atak" - wyznał Goikoetxea. "Oczywiście mogłem go uniknąć, ale byłem tak zagrzany, że musiałem podjąć ryzyko. Nie opłaciło się. Boli mnie jednak kiedy ludzie mówią, że skończyłem Maradonę w Barcy. Przecież on dopiero później, w Napoli został najlepszym piłkarzem świata" - mówił Goiko, którego dziennik „The Times” umieścił na pierwszym miejscu w klasyfikacji na największego boiskowego brutala. „Rzeźnik z Bilbao - jeden z przykładów terroryzmu w Kraju Basków” - napisali Anglicy.

Reklama