>>>Zobacz zadymę po zakończeniu finału Pucharu Polski
Fani Legii, których zespół wygrał 5:4 w serii "jedenastek", tuż po ostatnim rzucie karnym wbiegli na murawę stadionu i rozebrali swoich piłkarzy do bielizny. Radość nie trwała jednak długo, kilka chwil później pojawiły się wyzwiska kierowane w stronę kibiców poznańskiego Lecha, którzy także znaleźli się na murawie boiska. Rozpoczęła się przepychanka z ochroną i policją oraz demolowanie bydgoskiego stadionu.
W ruch poszło wszystko, co było pod ręką wandali: elementy ogrodzenia, głośniki, plastikowe krzesełka. Ucierpiał także sprzęt telewizyjny, a jeden z operatorów TVP został powalony na murawę. Policja oddała strzały z broni hukowej, a ochrona wepchnęła agresywnych kibiców z powrotem na trybuny.
Po blisko półgodzinnej walce stadion bydgoskiego Zawiszy nie wygląda najlepiej.
"Miałem nadzieję, że kibice obu zespołów przyjechali do naszego miasta stworzyć i uczestniczyć w pasjonującym widowisku sportowym. Po raz kolejny okazało się, że jest inaczej" - powiedział zastępca prezydenta Bydgoszczy Sebastian Chmara.
Jeszcze bardziej załamany zniszczeniami jest prezes WKS Zawisza Bogdan Pultyn: "Straty będą zapewne ogromne. Mam obawy, czy uda się je usunąć przed kolejnym naszym ligowym spotkaniem, które powinniśmy tutaj zagrać za dziesięć dni" - przyznał.
W zabezpieczeniu finałowego meczu o Puchar Polski brało udział 1300 policjantów, w tym 600 z Warszawy, Poznania, Olsztyna, Łodzi i Białegostoku. Do akcji włączono także 38 psów służbowych z przewodnikami oraz dwa helikoptery z Komendy Głównej Policji i Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Obecnie policyjne radiowozy i śmigłowce nadal patrolują okolice stadionu i drogi prowadzące do stacji kolejowej. Do godz. 23.30 prawie wszyscy kibice opuścili już Bydgoszcz. Jak poinformowała rzeczniczka kujawsko-pomorskiej policji kom. Monika Chlebicz, poza stadionem do tego czasu nie doszło do żadnych incydentów.