Obraniak w meczu z San Marino nie zagrał. Po spotkaniu chciał jak najszybciej wyjechać z Polski. To był dla mnie najgorszy tydzień w ciągu czterech lat przygody z reprezentacją, ostatnie dni były bolesne pod każdym względem. Nigdy wcześniej nie wracałem do domu z taką radością jak teraz - wyznaje w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" piłkarz reprezentacji Polski.

Reklama

Pomocnik Bordeaux nie wie czemu stał się kozłem ofiarnym i dlaczego cała wina za słabe wyniki reprezentacji spada na niego. Nagle stałem się ciężarem, piątym kołem u wozu. Uważam, że nie zasłużyłem na takie potraktowanie i nie wiem, z czego to wynika. U obecnego selekcjonera cztery razy grałem w podstawowym składzie i tylko z Irlandią nie miałem gola lub asysty. Mimo to jestem synonimem całego zła - mówi na łamach "Gazety Wyborczej" piłkarz.

Wielu twierdzi, że problemy Obraniaka wynikają z tego, że zawodnik nie mówi po polsku i przez to nie ma dobrego kontaktu z pozostałymi kadrowiczami zarówno na boisku jak również poza nim. To nieprawda i bzdura, że koledzy mnie nie akceptują. Brak znajomości polskiego nie jest przeszkodą w kontaktach, naprawdę bardzo się staram mówić po polsku. To mit, że w czasie wolnym nie wychodzę z pokoju. Nieco mniejszy kontakt mam tylko z trójką z Dortmundu. Z Błaszczykowskim doszło do nieporozumień po meczu w Czarnogórze, ale puściliśmy je w niepamięć. Relacje z Lewandowskim są coraz lepsze, idzie to w dobrym kierunku - zapewnia najbardziej krytykowany gracz biało-czerwonych.

Czy po tym wszystkim Obraniak chce jeszcze grać z "orzełkiem" na piersi? Kadra jest dla mnie bardzo ważna. Nie zrezygnuję z gry w kadrze choćby dlatego, że wiem, ilu ludziom sprawiłbym satysfakcję, podejmując taką decyzję. A ja lubię iść pod prąd. Nie potrafię przegrać czy poddać się bez walki - kończy "Ludo".