"Jako Polak czuję się poniżony, bo jak nazwać zachowanie policjantów, bijących po głowach niewinne kobiety i dzieci, które uciekają w panice przed funkcjonariuszami po krzesełkach" - opowiada Grzegorz Kownacki, który był świadkiem środowych wydarzeń na stadionie w Bratysławie.

Reklama

Kownacki uważa, że słowaccy policjanci sprowokowali wydarzenia na obiekcie w Bratysławie. Stróże prawa jeszcze przed meczem weszli w sektor biało-czerwonych, na którym, podobno, było spokojnie.

"W ruch poszły pałki, a fani bronili się pięściami i nogami. W końcu stróże prawa wpadli z bronią w ręku, bili po głowach, kopali leżących. Ludzie gubili buty, zostali przyciśnięci do muru, z zakrwawionymi głowami pozostali sami sobie, szukali chusteczek, by opatrzyć rany, lekarza nie wprowadzono" - opowiadał.

>>>Zobacz zadymę z udziałem polskich chuliganów

Inaczej całe zajście przedstawia strona słowacka. Z informacji, które dotarły do Polski, wynikało, że ok. 200 polskich pseudokibiców zaatakowało słowackich funkcjonariuszy, gdy ci chcieli skontrolować jednego z nich, podejrzewając, że w plecaku może mieć race. Decyzja o użyciu gazu zapadła, gdy zaczęto rzucać w policjantów kamieniami i krzesłami.

Reklama