Były szef polskiego futbolu w zeszłym tygodniu wrócił z Nowej Zelandii. "Znajomy działacz zaprosił mnie na kilkumiesięczny urlop w Nowej Kaledonii, ale postanowiłem wracać do Polski. Mam tu jednak kilka spraw do załatwienia" – przyznaje Listkiewicz.

Reklama

"Michał desperacko walczy o swoją pozycję na piłkarskiej scenie. Dawniej, kiedy wchodził do siedziby na Miodowej, wszyscy kłaniali mu się w pas. A teraz patrzą tak, jakby chcieli mu powiedzieć: nikt tu na ciebie nie czeka" – opowiada DZIENNIKOWI jeden z bliskich znajomych byłego prezesa.

>>>UEFA utrzymuje Michała Listkiewicza

Listkiewiczowi humor poprawił się w czwartek, kiedy wreszcie spotkał się z prezesem Lato.

Poprzednik udzielił mu poparcia w wyborach, dlatego sukcesor zdaje sobie sprawę, że teraz nie może całkowicie zignorować doświadczonego działacza. Dlatego Listkiewicz z ust Laty usłyszał to, co bardzo chciał usłyszeć: że będzie pełnomocnikiem do spraw Euro i że może wspierać Adama Olkowicza w kierowaniu departamentem zagranicznym. W praktyce zapewne będzie wyglądało to tak, że piłkarską dyplomacją będzie kierował z tylnego siedzenia. "Nieprawda. Ja tylko deklaruję ewentualną pomoc Adamowi Olkowiczowi" – broni się Listkiewicz.

Reklama

Będąc w Nowej Zelandii z niepokojem wsłuchiwał się w informacje o coraz większych ambicjach Bońka, którego foruje prezydent UEFA Michel Platini. Odetchnął dopiero po rozmowie z Latą. "Michał jest naszym pełnomocnikiem do spraw Euro wspólnie z Adamem Olkowiczem. A Platini obiecał, że niczego w tej kwestii nie zmieni bez konsultacji ze mną" – tłumaczy Lato.

>>>Listkiewicz dał Leo milion dolarów

Reklama

Listkiewicz idzie jeszcze dalej: "Boniek ma zostać pełnomocnikiem UEFA czy, jak kto woli samego Platiniego. Po prostu znalazło się miejsce dla nas obu" – tłumaczy były prezes. Doskonale zdaje sobie sprawę, że musi on zaakceptować kompromis, choć po cichu liczył, że szykowana rola dla Bońka przypadnie właśnie jemu. "Zibi” ma być najważniejszym obok prezydenta UEFA człowiekiem w nadzorowaniu przygotowań do EURO 2012. Teraz tę rolę pełni teraz Jacques Lambert, nazywany prawą ręką Platiniego. "Boniek pewnie zastąpi Lamberta albo będzie działał razem z nim" – przypuszcza Listkiewicz, który też nie powinien narzekać, bo jako pełnomocnik PZPN razem z Olkowiczem będzie zaliczany do tzw. Komitetu Sterującego UEFA. A to nie tylko prestiż, lecz również stała pensja. Do tej pory łączył tę posadę z funkcją prezesa PZPN, otrzymując w zamian 25 tysięcy złotych miesięcznie. Teraz jako już wyłącznie pełnomocnik może liczyć na co najmniej 15 tysięcy złotych.

"Jeszcze żadnej misji od Platiniego nie dostałem i wcale na niego nie naciskam. Śmieszą mnie spekulacje, bo ja naprawdę nic nie muszę" – mówi Boniek. Dobrze wie, że decydując się jednak na współpracę z Platinim siłą rzeczy będzie skazany na współpracę z nowymi piłkarskimi władzami w naszym kraju. A więc również z Listkiewiczem. "Przed odjęciem jakiejkolwiek funkcji zapytam Latę, jakie jest jego zdanie w tej sprawie" – obiecuje Boniek.

>>>Boniek znalazł dla siebie nową rolę

Gdy w 1999 roku Boniek został wiceprezesem PZPN do spraw marketingu, utworzył Klub Wybitnego Reprezentanta. Prestiżową rolę szefa zaproponował Lacie, który pełni ją aż do tej pory. Lato, który reaktywuje Listkiewicza może dojść do wniosku, że "Zibi” również jest mu potrzebny. Na razie usiłuje kreować politykę na własną rękę. Sam poleciał na Ukrainę, w Irlandii też był bez Bońka i Listkiewicza. Za chwilę jednak może się okazać, że w pojedynkę niewiele może zdziałać. Przed nim kluczowe spotkania – z prezydentem FIFA Seppem Blatterem (2 grudnia) i z Platinim (10 grudnia). Zwłaszcza ta druga rozmowa jest istotna. Zdaniem wtajemniczonych, właśnie wtedy Platini poinformuje go, że pełnomocnikiem UEFA do spraw Euro 2012 będzie Boniek. Na spotkaniu ma być obecny również Listkiewicz, który zapewne będzie kuł żelazo póki gorące. Jeżeli Platini, Boniek, Lato i Listkiewicz uścisną sobie wtedy dłonie, to przez najbliższe cztery lata nikt nie będzie w stanie unieważnić ich wspólnych postanowień.