MATEUSZ BOREK: Kamil Kosowski jest gwiazdą drużyny APOEL Nikozja. W dużej mierze dzięki niemu cypryjski klub awansował do Ligi Mistrzów. Nie przydałby się w pana drużynie taki lewoskrzydłowy?


LEO BEENHAKKER: Śledzę występy Kamila, to jest zawodnik, którego miałem już w drużynie. Muszę przyznać, że ostatnio też zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Teraz go nie powołałem, bo mam innych zawodników na tę pozycję. Ale niewykluczone, że Kosowski znajdzie się w mojej drużynie na mecze październikowe z Czechami i Słowacją.

Seweryn Gancarczyk w poprzednich sezonach grał w europejskich pucharach w Metaliście Charków. I zbierał bardzo dobre noty. Naprawdę musiał dopiero wrócić do Polski do Lecha Poznań, aby pan go zauważył?


To nie jest tak, że nie wiedziałem, że taki zawodnik istnieje. Przeciwnie, byłem cały czas na bieżąco. Czasami tak bywa, że dobry zawodnik nie gra w kadrze. Tak było w przypadku Seweryna. To była moja decyzja, stawiałem na innych, równie dobrych.

I co się w jego przypadku zmieniło, że nagle trafił do reprezentacji i wydaje się, że ma nawet szansę na grę w pierwszym składzie?


Zmieniła się sytuacja w zespole. Z powodu dyskwalifikacji wypadł Kuba Wawrzyniak, na którego stawiałem i który mnie nie zawodził. Nie wiem, jak w meczu o stawkę spisze się na pozycji obrońcy Jacek Krzynówek. Musiałem mieć alternatywę i dlatego zaprosiłem Gancarczyka. Ja naprawdę doskonale wiem, co się dzieje z polskimi zawodnikami i w jakiej są formie. Odrabiam swoje lekcje systematycznie.

Ostatnio najgorzej prezentują się polscy napastnicy. Paweł Brożek i Mariusz Lewandowski słabo wypadli w pucharach i podobnie grają w polskiej lidze. Euzebiusz Smolarek wciąż nie ma klubu, a Marek Saganowski ma kłopoty z grą nawet w trzeciej lidze angielskiej...


Wszystko się zgadza, ale daj mi, mój przyjacielu, alternatywę. Kogo mam powołać? Owszem, jest kilku utalentowanych zawodników, którzy mają szansę wskoczyć na międzynarodowy poziom i już wybijają się ponad przeciętność, ale ja teraz nie miałem czasu na przeprowadzanie rewolucji. Na tych napastników stawiałem we wcześniejszych meczach eliminacyjnych, sprawdzili się w grupie i wciąż mam do nich zaufanie. Wierzę, że właśnie oni wciąż mogą strzelać gole dla Polski.

Jaki mamy cel przed sobotnim meczem w Chorzowie i środowym w Mariborze?


Mówi się, że będzie pan jednak zadowolony nawet z czterech punktów. Cztery punkty mnie nie ucieszą. Gramy o sześć. I nie wyobrażam sobie, abyśmy ich nie zdobyli. Moim zdaniem tylko dwa najbliższe zwycięstwa pozwolą nam nadal realnie myśleć o mundialu.






















Reklama