Franciszek Smuda, jak podaje łódzki oddział "Gazety Wyborczej" zmarł w nocy z soboty na niedzielę. Legendarny trener chorował na białaczkę, a od pewnego czasu leżał w szpitalu w Krakowie.

Reklama

Smuda grał na pozycji obrońcy

Smuda urodził się 22 czerwca 1948 roku w miejscowości Lubomia koło Wodzisławia Śląskiego. Jako piłkarz grał na pozycji obrońcy w Unii Racibórz, Odrze Wodzisław, Stali Mielec (w barwach tej drużyny debiutował w ekstraklasie) i Piaście Gliwice.

Na początku lat 70. wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie był zawodnikiem Wisły Garfield, Harford Beicentennials, Oakland Stompers, Los Angeles Aztecs i San Jose Earthquakes. W międzyczasie, za namową Andrzeja Strejlaua, wrócił do Polski i bronił barw Legii Warszawa. Kończył karierę piłkarską w klubach niemieckich SpVgg Fuerth i VfR Coburg (1980-1982).

Grę w USA i Niemczech traktował jako dodatkowy zarobek, bowiem pracował tam również fizycznie. Byłem zwykłym kopaczem - zwykł mawiać o swoich piłkarskich zdolnościach.

W 1983 rozpoczął karierę szkoleniową

Reklama

W VfR Coburg rozpoczął w 1983 roku karierę szkoleniową. Przez wiele lat mieszkał w Norymberdze i prowadził także ASV Forth oraz FC Herzogenaurach. Na przełomie lat 90. w Turcji był trenerem Altay Izmir i Konyaspor Konya, a po powrocie znalazł zatrudnienie w FFV Wendelstein.

Od 1993 roku pracował w Polsce, z krótkim epizodem na Cyprze. Rozpoczął od Stali Mielec, w której pomoc finansową zaangażował się niemiecki biznesmen Thomas Mertel. Smuda utrzymał dwukrotnie ekipę w ekstraklasie, wprowadził niemieckie wzorce, a przy okazji ciągle utrzymywał bliskie kontakty z tym krajem.

Kariera Smudy w Widzewie i w Wiśle

W Widzewie postawił na niego Andrzej Grajewski i był to strzał w dziesiątkę. Najpierw Smuda zdobył wicemistrzostwo kraju, a następnie dwa razy z rzędu triumfował z łodzianami w lidze. W sezonie 1996/97 Widzew awansował do Ligi Mistrzów i rywalizował z Borussią Dortmund, Atletico Madryt oraz Steauą Bukareszt.

Po trzecie w karierze mistrzostwo Polski sięgnął w 1999 roku z Wisłą Kraków. Kilka miesięcy później "Franz" prowadził już treningi Legii Warszawa. Właśnie wtedy najbliżej był objęcia stanowiska selekcjonera polskiej kadry. Ostatecznie wybór padł na Jerzego Engela.

Z Łazienkowskiej odszedł na początku rundy wiosennej sezonu 2000/2001 i wrócił do Wisły Kraków. Kolejnym przystankiem w jego karierze był Widzew, z przerwą na epizod w Piotrcovii Piotrków Trybunalski (zaledwie jeden mecz w drugiej lidze, przegrany 0:4 z Arką Gdynia).

Trenował kolejne polskie kluby

Po powrocie z Cypru, gdzie był zatrudniony w Omonii Nikozja, utrzymał w ekstraklasie Odrę Wodzisław. Wyższe cele postawiono przed nim w Zagłębiu Lubin i Lechem Poznań - z obydwoma zdobył brązowe medale MP. Po zakończeniu sezonu 2008/09 rozstał się z Lechem, ze względu na brak porozumienia co do wysokości pensji. Wcześniej awansował z nim do 1/16 finału Pucharu UEFA, po udanych występach w fazie grupowej.

W 2009 został selekcjonerem

Od września 2009 ponownie był szkoleniowcem Zagłębia. 29 października 2009 jego kandydaturę na selekcjonera władze PZPN zaakceptowały niemal jednogłośnie - opowiedziało się za nią 15 z 16 głosujących członków zarządu związku. Od głosu wstrzymał się jedynie Stefan Majewski, który prowadził kadrę w dwóch ostatnich meczach eliminacji MŚ-2010 po zwolnieniu Holendra Leo Beenhakkera.

Występ biało-czerwonych na Euro nie okazał się jednak sukcesem. Prowadzony przez Smudę zespół zremisował po 1:1 z Grecją oraz Rosją, przegrał 0:1 z Czechami i nie zdołał awansować do pucharowej fazy turnieju.

Jego ostatnim klubem była Wieczysta Kraków

Potem porowadził jeszcze niemiecki SSV Jahn Regensburg (2. Bundesliga), Wisłę, Widzew i Górniku Łęczna. Ostatnim klubem, w którym pracował jako trener była dwa lata temu Wieczysta Kraków. Z zespołem tym wywalczył awans do 3. ligi.

Jakim był trenerem?

Przez lata mówiono o Smudzie, że ma wyjątkową umiejętność mobilizowania zawodników, wyzwalania w nich dodatkowej motywacji. Trener musi mieć serce na dłoni, ale bat w ręku - tak sam przedstawiał filozofię swojej pracy.

W mobilizowaniu jest świetny, potrafi jak nikt utrzymać dyscyplinę w zespole, no i ma piłkarskiego farta, a to najważniejsze. W ogóle Smuda ma to +coś+ w sobie... Jest sportowym iluzjonistą, piłkarskim Davidem Copperfieldem - powiedział kiedyś o trenerze Grajewski, który ściągnął go do Widzewa.

Nie zgadzał się z zarzutami wobec Smudy, że w pracy trenerskiej działa na nos, a laptop przydaje mu się tylko jako podstawka na filiżankę z kawą. Znam trenera, który nosi ze sobą dwa laptopy. I co z tego? - mówił Grajewski.