Lech w meczu z Lechią od początku miał "pod górę"

Lech do Trójmiasta przyjechał w roli absolutnego faworyta. Tydzień temu "Kolejorz" na własnym stadionie rozbił w pył Widzew Łódź. Po efektownym zwycięstwie 4:1 na starcie ligowej wiosny nikt się nie spodziewał, że w niedzielę przyjdzie zimny prysznic.

Reklama

Mecz od początku nie układał się dobrze dla Lecha. To Lechia od samego początku przejęła kontrolę nad wydarzeniami na boisku. Sytuacja gości jeszcze bardziej się pogorszyła w 14. minucie. Nie upłynął kwadrans gry, a Lech musiał radzić sobie w "dziesiątkę". Drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartką ukarany został Alex Douglas.

Lechia strzeliła Lechowi gola, który nie powinien zostać uznany

Lechia grę w przewadze wykorzystała tuż przed końcem pierwszej części spotkania. W 44. minucie do siatki Lecha piłkę posłał Tomas Bobcek. Napastnik "zielono-białych" uderzył z ostrego kąta, a futbolówka przeleciała między nogami Bartosza Mrozka i wpadła do jego siatki.

Jednak bramka dla Lechii powinna zostać uznana. Na powtórkach widać, że tuż przed strzałem przed bramkarzem Lecha znajduje się zawodnik Lechii, który jest na pozycji spalonej. Ewidentnie absorbuje jego uwagę. Sędzia Łukasz Kuźma kontaktował się z arbitrami VAR i ostatecznie po ich podpowiedzi zaliczył gola dla Lechii.

Czy ten gol powinien zostać uznany? / X.com

Lech nie wykorzystał potknięć grupy pościgowej

Więcej goli w tym meczu już nie oglądaliśmy, chociaż sytuacji z obu stron nie brakowało. W ten sposób Lech nie wykorzystał szansy, by jeszcze bardziej odskoczyć goniącym go zespołom. Wcześniej zgodnie swojej mecze przegrała druga w tabeli Jagiellonia Białystok, trzeci Raków Częstochowa i czwarta Legia Warszawa.