Miał to być mecz między dwoma silnymi zespołami, o którego rezultacie mogły zadecydować drobne błędy czy łut szczęścia. Tak widział spotkanie w Monachium Gigi Buffon. Tymczasem to właśnie bramkarz Juventusu i narodowej kardy przyczynił się wydatnie do klęski na stadionie Allianz Arena.

Reklama

Oba gole gospodarze zawdzięczają elementarnym błędom Buffona. Jeżeli trener Juve Antonio Conte chciał się dowiedzieć, czy jego drużyna może zabłysnąć na europejskich boiskach tak samo, jak na krajowych, przekonał się, że daleko jej jeszcze do tego. Tymczasem już za tydzień, w meczu rewanżowym na własnym boisku, Juventus musi przejść samego siebie, by grać dalej w Lidze Mistrzów.

Piłka nożna jest nieprzewidywalna, powiedział po meczu turyński szkoleniowiec. Nie wierzą mu piłkarze, prześcigający się w komplementach pod adresem zwycięzców. Nie wierzą też kibice: w błyskawicznym sondażu gazety sportowej blisko 70 procent respondentów uważa, że Juventus już się po tym ciosie nie podniesie. Że jest "kaputt" i tylko cud może uratować mistrzów Włoch przed wyeliminowaniem z dalszych rozgrywek.