Wywiesili znak na drzwiach toalety
Remmerie i Haverbeke dostali się na teren stadionu 30 maja, dzień przed finałem Ligi Mistrzów. Ukryli się w toalecie w jednej z kabin, na której drzwiach wywiesili domowej roboty znak "nieczynne". Spędzili w niej ponad dobę w całkowitym milczeniu, podczas gdy obsługa obiektu korzystała z ubikacji.
Mieliśmy plecak z przekąskami i bawiliśmy się telefonami, aby zabić czas. Światła były cały czas włączone, a pozycja siedząca była niewygodna, więc spanie było prawie niemożliwe - przyznał Remmerie w rozmowie z belgijską telewizją VRT News.
Telefony pomogły ominąć przejść przez kontrolę biletów
Belgowie opuścili toaletę, gdy usłyszeli, że na stadionie pojawili się kibice. Udało im się ominąć kontrolerów biletów, dzięki... telefonom.
Uważnie sprawdzaliśmy, który ochroniarz zwraca najmniej uwagi. Rozmawiając przez telefon i trzymając jedzenie w rękach, po prostu weszliśmy i nagle byliśmy w środku - zdradził Remmerie.
PSG wygrało 5:0, a my byliśmy w sektorze kibiców zwycięskiej drużyny. To był najpiękniejszy mecz piłkarski, jaki kiedykolwiek widzieliśmy - podsumował.
UEFA na razie milczy
Bilety na finał Ligi Mistrzów kosztowały od 90 do 950 euro (ok. 385-4100 zł). Właściciel obiektu i UEFA nie skomentowały jeszcze tej sytuacji.
Przypomnijmy, że finał zakończył się zwycięstwem piłkarzy Paris Saint-Germain. Mistrz Francji pokonała Inter Mediolan aż 5:0.