"Królewscy" zaczęli jednak nerwowo. W 25. minucie fatalny błąd popełnił bramkarz Keylor Navas, który sam - w niegroźnej sytuacji, po obronie strzału rywali - wepchnął piłkę do siatki. Przez kwadrans Betis dzielnie się bronił, aż do głosu doszedł Cristiano Ronaldo. Portugalczyk w 40. minucie doprowadził do wyrównania.
To było jego 19. trafienie w lidze w tym sezonie. Do lidera klasyfikacji strzelców Argentyńczyka Lionela Messiego z Barcelony traci cztery gole.
Decydującą bramkę zdobył w niedzielę na dziewięć minut przed końcowym gwizdkiem Sergio Ramos, który nie po raz pierwszy wybawił zespół z opresji. Nie może zatem dziwić, że "Marca" relację z meczu opatrzyła wymownym zdjęciem kapitana "Królewskich" i tytułem: "Szef ligi".
W doliczonym czasie gry Betis miał jeszcze szansę na wyrównanie, ale świetnie zachował się Navas, który wybronił trudną piłkę, uderzoną głową, czym zrehabilitował się za wcześniejszy blamaż.
Parę godzin wcześniej bolesnej - trzeciej w sezonie w La Liga - porażki doznali piłkarze Barcelony. Na wyjeździe ulegli Deportivo La Coruna 1:2. To kosztowało ich stratę pozycji lidera w tabeli Primera Divison. Teraz do Realu tracą dwa punkty, ale stołeczni mają jeszcze jeden zaległy mecz do rozegrania.
W niedzielę Deportivo, z bramkarzem Przemysławem Tytoniem w rezerwie, przerwało trwającą 19 kolejek serię ligowych występów "Barcy" bez porażki. Poprzednio drużyna z Katalonii nie dopisała sobie punktów 2 października 2016, kiedy na wyjeździe uległa Celcie Vigo (3:4).
Barcelona w niedzielę podeszła do spotkania po euforii, jaką wywołała niesamowita wygrana z Paris Saint-Germain 6:1 w rewanżowym spotkaniu 1/8 finału Ligi Mistrzów. Mimo że Champions League udało się jeszcze uratować, to mistrzostwo kraju zaczyna piłkarzom trenera Luisa Enrique uciekać.
"Szkoda że musimy od razu wracać do gry, bo zawodnicy chcieliby mieć chwilę, żeby uczcić awans do 1/4 finału LM z rodzinami. Tymczasem czekają nas treningi, bo jeden nieudany mecz mógłby wszystko przekreślić" - mówił jeszcze przed niedzielną potyczką szkoleniowiec.
Zmęczeniem fizycznym i psychicznym rywalizacją z PSG nie tłumaczył porażki Luis Suarez.
"Mecz z PSG nie miał wpływu na naszą dyspozycję dziś. Mieliśmy wystarczająco dużo czasu, żeby odpocząć się właściwie się przygotować. Deportivo broni się przed spadkiem i spodziewaliśmy się trudnej przeprawy. Zwłaszcza w pierwszej połowie pozwoliliśmy jednak gospodarzom na zbyt wiele i dzięki temu oni uwierzyli, że mogą nam dziś zrobić krzywdę" - analizował Urugwajczyk.
Z kolei obrońca Gerard Pique dodał: "Myślę, że przed tygodniem każdy z fanów +Barcy+ wziąłby w ciemno takie rozwiązanie, że odrabiamy czterobramkową stratę (0:4 - PAP) z PSG kosztem porażki w La Coruni. Mistrzostwa jeszcze nie przegraliśmy i na pewno z niego nie rezygnujemy".
Barcelona przegrała z Deportivo po raz pierwszy od 2008 roku, a zwłaszcza w ostatnich latach miała dobre wspomnienia ze stadionu Riazor, kolejno: 3:1, 4:0, 5:4, 4:0 i wreszcie przed rokiem 8:0.
W sobotę bolesny remis z Leganes (1:1) musieli przetrawić piłkarze Sevilli. Już po raz drugi z rzędu podzielili się punktami i wprawdzie zostali na trzecim miejscu w tabeli, ale te "oczka" mogą mieć znaczenie w końcowym rozrachunku.