Podopieczni Juergena Kloppa wygrali poprzednio w Premier League dziewięć meczów z rzędu. Ostatniej porażki doznali jeszcze w ubiegłym sezonie - 6 maja z Chelsea Londyn (0:1).

W czwartkowy wieczór pierwsi bliscy zdobycia bramki byli goście. W 17. minucie, po strzale Senegalczyka Sadio Mane, piłka odbiła się od słupka. Próbujący ją wybić John Stones trafił w... swojego bramkarza, ale po chwili zrehabilitował się, wybijając piłkę zmierzającą do bramki. Jak wykazała technologia goal-line, futbolówka nie minęła całym obwodem linii, choć w pierwszej chwili tak się mogło wydawać.

Fani City odetchnęli z ulgą, a w 40. minucie mieli powody do ogromnej radości. Prowadzenie ich drużynie dał Sergio Aguero (dziesiąty gol w sezonie). Stojący blisko bramki Argentyńczyk dobrze przyjął piłkę i popisał się bardzo mocnym strzałem z ostrego kąta.

Reklama

W drugiej połowie emocji było jeszcze więcej. W 64. minucie Liverpool doprowadził do wyrównania. Po składnej akcji z udziałem kilku piłkarzy Andrew Robertson dośrodkował z lewej strony na pole karne, a Brazylijczyk Roberto Firmino nie miał kłopotów z trafieniem głową praktycznie do pustej bramki.

Radość lidera trwała jednak tylko osiem minut. Gola na 2:1 dla City strzelił Niemiec Leroy Sane, po którego uderzeniu piłka odbiła się jeszcze od słupka.

Reklama

W końcówce spotkania Liverpool rzucił się do odrobienia straty, ale mógł stracić kolejne bramki. W 82. minucie świetnej sytuacji nie wykorzystał Aguero. Górą był brazylijski bramkarz "The Reds" Allison, podobnie jak w 90. minucie, po strzale bardzo aktywnego przez cały mecz Portugalczyka Bernardo Silvy (dobitka Raheema Sterlinga była niecelna).

Liverpool pozostał w tabeli z dorobkiem 54 punktów. Na drugie miejsce awansował jego czwartkowy rywal, który traci cztery punkty. Trzeci jest Tottenham Hotspur - 48.