Cała podróż była męczarnią. "Najpierw leciałyśmy z Ningbo do Hongkongu. Tam musiałyśmy czekać na lot do Paryża, gdzie znów sześć godzin czekałyśmy na samolot do Warszawy" - żaliła się kapitan reprezentacji Dorota Świeniewicz.

Reklama

Ale najgorsze było na końcu. Gdzieś zgubiły bagaże. "Najgorsze, że wszystko strasznie długo trwało. Trzeba było spisać protokoły, załatwić wszystkie formalności. A najgorsze, że nawet nie wiadomo, gdzie są te nasze bagaże i kiedy do nas trafią. Teraz musimy czekać" - dodała w rozmowie z "Super Expressem".