Małysz oddał w Innsbrucku dwa podobne skoki. Pierwszy, na odległość 120,5 metra pozwolił mu pewnie pokonać młodziutkiego Fina Samiego Niemiego, z którym walczył o awans do drugiej serii. Przyzwoita jak na wczorajsze wyniki odległość dała naszemu reprezentantowi 13. miejsce. Niestety, jak zwykle tej zimy, w drugiej serii Małysz nie zdołał obronić najlepszej w tym sezonie pozycji. Mimo, że jury wydłużyło rozbieg podnosząc belkę startową o 2 stopnie, Adam poleciał tylko metr dalej. W konkursie był ostatecznie 15.
"Pierwszy skok Adama był bardzo dobry. Startował w trudnych warunkach, dość mocno wiało z tyłu. Było to widać po odległościach innych, skaczących przed i po nim zawodników. Drugi skok już się tak nie udał. W trakcie odbicia Adam poszedł za bardzo do przodu, wtedy nogi nie pracują tak jak by mogły" - analizował występ trener Łukasz Kruczek.
Małysz po zawodach nie ukrywał, że ciągle liczy na lepsze skoki. "Jestem umiarkowanie zadowolony" - mówił nam przed udaniem się do szatni. "Oczywiście, są pozytywne aspekty tego występu. Było lepiej niż w Garmisch. Tamta porażka ciągle we mnie ciągle tkwi. To nie było upokorzenie, ale cios. Było dobrze na treningach, a potem zupełna klapa. Dopiero po jakimś czasie dociera to do człowieka i potrzeba sporo czasu, by o tym zapomnieć" - dodał Małysz.
Do drugiej serii wczorajszych zawodów awansował też Kamil Stoch, który co prawda nie wygrał z Markusem Eggenhoferem, ale dzięki niezłej odległości wystąpił w finale jako ostatni ze „szczęśliwych przegranych”.
"Bardzo się cieszę z pierwszych w tym sezonie punktów. Jestem zadowolony, że nareszcie udało mi się awansować do tej drugiej serii. Natomiast ze skoków nie do końca. Są jeszcze na dość niskim poziomie" - stwierdził Kamil.
Krytycznie o uznawanym za wielki talent skoczku mówił też wczoraj Kruczek. "Generalnie zaliczył udany występ, lecz to jeszcze nie jest ten Kamil, na jakiego czekamy. Jeszcze nie wykorzystuje tego, co ma najcenniejszego czyli mocy w nogach. Jego odbicie się rozmywa, nie ma takiego twardego pchania do progu" - tłumaczył błędy popełniane przez Stocha trener.
Konkurs wygrał Loitzl, który wyprzedził pochodzącego z Innsbrucka Gregora Schlierenzauera oraz prawie rówieśnika Małysza, młodszego tylko o miesiąc Martina Schmitta. Prowadzący po pierwszej serii Niemiec stanął na podium po ponad roku przerwy, uoawadniając sobie i innym, że odnoszenie sukcesów w takim wieku jest jeszcze możliwe.
"Też w to wierzę. Tylko dzięki temu jeszcze trenuję" - skomentował występ Schmitta Małysz. Nasz najlepszy skoczek przyznał też, że kibicuje Loitzlowi, który wczoraj powiększył przewagę nad Simonem Ammannem - był dopiero 8. - oraz Schlierim.
"Tyle czasu czekał na zwycięstwa. Teraz ma już dwa, choć wcale nie skacze lepiej, niż w poprzednich tygodniach. Po prostu mu idzie. To jest właśnie ta forma, której nikt nie potrafi wyjaśnić" - mówił Małysz.
Zaraz po zawododach Polacy, podobnie jak inne ekipy, przenieśli się do Bischofshofen, gdzie jutro zostanie rozegrany decydujący konkurs Turnieju.