Od maja 2008 roku jako psychologiem reprezentacji jest Wódka. Już kiedyś pracował z kadrą, zaliczył krótki i dość nieudany epizod za czasów Heinza Kuttina. Potem pomagał reprezentacji skoczków na trampolinie, piłkarkom ręcznym z Jeleniej Góry oraz piłkarzom Cracovii. Do skoków narciarskich wrócił, gdy trenerem kadry został Łukasz Kruczek. Wódka szybko zaprzyjaźnił się z Małyszem, pomaga też innym skoczkom, ale oprócz nieschodzących z twarzy naszych reprezentantów uśmiechów, efektów jego pracy nie widać. Podczas luźnych treningów i kwalifikacji jest jeszcze jako tako. W zawodach, kiedy pojawia się stres, Polacy nie potrafią opanować emocji - pisze DZIENNIK.

Reklama

Problemy ma z tym nawet Małysz, który przez lata wykorzystywał wiedzę przekazaną mu przez swojego pierwszego psychologa Jana Blecharza. "Czy rozwiązanie moich problemów siedzi w głowie? Tego to nawet ja już sam nie wiem. Dzisiaj cały czas powtarzałem sobie: spokojnie, luźno, nic na siłę. No i chyba przesadziłem z tym luzem" - zastanawiał się po konkursie w Ga-Pa (odpadł po pierwszej serii skoków) Adam.

>>>To pewne. Małysz będzie walczył do końca

"Byliśmy w szoku" - przyznał po zawodach Kruczek. "Długo rozmawialiśmy i w gronie szkoleniowców, i z zawodnikami. Nasuwa nam się jeden wniosek: zabrakło mobilizacji, odpowiedniej koncentracji. Musimy znaleźć sposób, aby taka sytuacja się nie powtórzyła" - dodał trener.

Czy Wódka, który powinien być odpowiedzialny za mentalne przygotowanie kadrowiczów, poradzi sobie z tym zadaniem? Wątpliwe. W przeszłości „zaprogramowany” przez Blecharza Małysz potrafił odciąć się od całego świata. Mówiło się nawet, że im bardziej zły jest mistrz, tym lepiej świadczy to o jego formie. Pewny siebie, skoncentrowany Małysz zachowywał się jak robot. Nie musiał myśleć o kolejnych fazach skoku, tylko odpychał się od belki i leciał po zwycięstwo. Teraz, mimo serii niepowodzeń Adam ma świetny humor. Żartuje, sam szuka kontaktu i okazji do rozmowy. Zachowuje się, jakby chciał zamaskować w ten sposób swoją słabość. Choć powtarza, że z Wódką pracuje mu się dobrze, w wielu sytuacjach musi radzić sobie sam.

Blecharz nie odstępował Małysza na krok, poruszał się za nim jak cień. Nazywany w kadrze Misiem Yogi Wódka snuje się po skoczni, najczęściej w milczeniu i samotnie obserwując skoki. Nie widać też postępów w pracy z innymi zawodnikami. Korzystający najdłużej z jego pomocy Kamil Stoch jest kłębkiem nerwów, który po idąc po chodnikiem unika wzroku innych ludzi, a po nieudanym skoku z trudem powstrzymuje się od płaczu.

>>>Kruczek to dla Małysza żaden autorytet

Reklama

Tymczasem nawet najlepiej przygotowany fizycznie skoczek bez pewności siebie nie ma większych szans na odniesienie sukcesu. "Nie ma chyba innego sportu, w którym najmniejsze wahania wiary w swoje umiejętności mają tak duży wpływ na wyniki" - mówi Toni Innauer, odpowiedzialny za skoki działacz Austriackiego Związku Narciarskiego mistrz olimpijski z 1980 roku. Na progu, gdzie poruszają się z prędkością bliską 100 km/h, skoczkowie muszą polegać na swoich umiejętnościach i intuicji. Kiedy przestają w siebie wierzyć, są skazani na porażkę jeszcze przed wybiciem się w powietrze. "Ponieważ myślenie trwa dłużej niż ułamki sekund, jakie do dyspozycji ma zawodnik, jego reakcja musi być automatyczna" - podkreśla współpracujący od lat z Simonem Ammannem Hanspeter Gubelmann. Kiedy tak nie jest, a skoczek próbuje kontrolować swoje ruchy na progu, efekt okazuje się przeciwny od oczekiwanego.

Doskonałym przykładem takiego działania jest drugi z podopiecznych szwajcarskiego psychologa, Andreas Kuttel. W Engelbergu ten doświadczony zawodnik po raz pierwszy od dawna musiał walczyć w kwalifikacjach o prawo udziału w konkursie. Tak bardzo chciał dobrze zaprezentować się przed swoją publicznością, że przesadził z dbałością o detale. W trakcie lotu popełnił błąd, wywrócił się przy lądowaniu i zawody obejrzał wspólnie z kibicami, których chciał uszczęśliwić. W podobnej sytuacji będzie wkrótce Małysz. Kto wyobraża sobie konkursy na Wielkiej Krokwi w Zakopanem bez udziału naszego najlepszego zawodnika? Nikt, ale jeśli sytuacja nie ulegnie gwałtownej poprawie, taki czarny scenariusz może okazać się niestety bardzo prawdopodobny.