"Gdy rozmawialiśmy rok temu, prezes Tajner nie krył, że chce dla młodszych zawodników szkoleniowca z Polski. Zgodziłem się na to, bo chciałem pomóc drużynie. Powinienem wtedy tupnąć nogą i powiedzieć, że chcę zostać z Hannu. Ale obiecano mi opiekę profesora Żołądzia, powrót do starych, sprawdzonych metod. Przystałem na to, choć do końca nie byłem przekonany. Popełniłem błąd" - przyznaje Małysz.

Reklama

Teraz Małysz czeka na ustalenie przez działaczy szczegółów jego współpracy z Lepisto. Podczas weekendu w Zakopanem kontaktował się z Finem telefonicznie. Adam chce, żeby Lepistoe jeździł z nim na zawody i podejmował kluczowe decyzje dotyczące treningów. W duecie trenerskim Kruczek-Lepistoe decydujący głos ma należeć do fińskiego szkoleniowca.

Co się stanie, jeśli PZN nie zgodzi się na współpracę z Lepistoe? "Rozmawiałem o takim scenariuszu z Edim Federerem. Powiedział, że jeśli związek będzie przeciwny, to załatwimy tę sprawę sami" - ostrzega Małysz.