W niedzielnych, najbardziej niesamowitych tej zimy zawodach w kanadyjskim Whistler, Małysz zajął czwarte miejsce. Bardziej od pozycji, na której czterokrotny zwycięzca klasyfikacji generalnej Pucharu Świata ukończył konkurs, liczy się jednak styl, w jakim walczył na wybudowanym na przyszłoroczne igrzyska olimpijskie obiekcie.
Miejsce tuż za podium nie było przypadkowe, bo - inaczej niż w Zakopanem, gdzie brakowało wielu mocnych zawodników - w Whistler startowali już wszyscy najlepsi. Małysz pokonał między innymi niedawnego lidera klasyfikacji generalnej Pucharu Świata Simona Ammanna i zwycięzcę Turnieju Czterech Skoczni Wolfganga Loitzla. "Cieszę się, że tu przyjechałem. Jestem zadowolony, bo sprawdziłem skocznię olimpijską, a i skoki były lepsze" - nie krył zadowolenia.
>>>"Forma Małysza to nie zasługa Lepistoe"
"Jest lepiej, natomiast brakło nam odrobiny szczęścia i byłoby naprawdę super" - ocenił konkurs Łukasz Kruczek, trener reprezentacji. Jego zdaniem pojedyncze skoki Małysza są już optymalne. "Na przykład ten z drugiej serii niedzielnych zawodów. Potrzeba jeszcze więcej takich prób, by się to w stu procentach ustabilizowało" - uważa.
Dlatego najlepszy w tym sezonie wynik osiągnięty przez lidera naszej drużyny nie zmienia jego planów. Podczas gdy reszta kadry przenosi się do Japonii, gdzie zostaną rozegrane następne konkursy Pucharu Świata, Małysz wraca do Polski. Tu będzie szlifował formę przed zaczynającymi się za niecały miesiąc mistrzostwami świata.
"Adam wraca do kraju na jeszcze jedną serię treningów. Właśnie po to, by uzyskać pełną stabilizację i powtarzalność. Naszym głównym celem są mistrzostwa w Libercu" - mówi Kruczek.