Jak z perspektywy czasu ocenia pan decyzję o zwolnieniu trenera Hannu Lepistoe?
Po pierwsze Lepistoe nie został zwolniony, tylko nie został z nim przedłużony kontrakt. Po drugie to wszystko nie mogło dłużej funkcjonować w taki sposób jak wcześniej, bo odbywało się ze szkodą dla młodych skoczków. Adam Małysz jest dojrzałym zawodnikiem i dobrze współpracował z Lepistoe, ale jego młodsi koledzy mieli problemy, szwankował kontakt językowy i mentalny. Źle to rokowało na przyszłość. Jednak wszystkie zmiany zostały uzgodnione z zawodnikami.
To dlaczego później Adam Małysz dystansował się od nich i coraz głośniej domagał powrotu Lepistoe?
Zmiany były uzgodnione także z Adamem. Gdyby on chciał, mógłby dalej trenować z Lepistoe. Chciał być jednak z grupą. W pewnym momencie poczuł, że jego forma jest daleka od optymalnej, że może mu pomóc właśnie Lepistoe, więc tę pomoc mu zapewniliśmy. I to się sprawdziło. Teraz wszystko jest bardzo ładnie poukładane. Obecna forma, kiedy Lepistoe współpracuje i doskonale rozumie się z Kruczkiem, jest optymalna.
Możliwe, ale wcześniej skoczkowie stracili pół sezonu. Jakiś błąd w przygotowaniach chyba musiał więc zostać popełniony.
Słabszy początek sezonu niekoniecznie wynikał z jakichś błędów w przygotowaniach. Jest przecież również kwestia fizjologa kadry. Trzeba pamiętać, że przed sezonem wznowiliśmy współpracę z profesorem Żołędziem. Od stycznia działałem w tym kierunku, udało się go nakłonić do podpisania umowy. Gdy ja prowadziłem kadrę, również nie od razu wszystko zagrało. Tylko że ja miałem zaledwie czterech zawodników, na których nikt wtedy nie liczył, więc nawet nie zostało to zauważone. Teraz sytuacja uległa zmianie, grupa jest znacznie liczniejsza, a kadra skoczków jest w centrum zainteresowania.
Więc nie było żadnych błędów?
Wszystko dokładnie przeanalizujemy, jak tylko Łukasz złoży swoje sprawozdanie. Musimy zrobić wszystko, żeby w sezon olimpijski wejść zdecydowanie lepiej.
A może zabrakło pana? Kiedy rozpoczął się sezon, pan wyjechał na wakacje na Daleki Wschód.
Po wszystkim przemyślałem sobie tę sytuację. Cóż, nie byłem na Turnieju Czterech Skoczni, ale był tam 8-osobowy zespół. Po co przy zawodnikach miał się kręcić jeszcze dziewiąty człowiek? Gdy wróciłem, Adam zgłosił się do Lepistoe, więc zrobiłem wszystko, by zapewnić mu warunki, jakich potrzebował. Uważam, że mój urlop nie miał żadnego wpływu na wyniki naszej kadry.
Łukasz Kruczek nie liczył wówczas, że wesprze go pan swoim doświadczeniem? A może celowo usunął się pan w cień, by nie być posądzonym o manipulowanie trenerem?
Nie potrzebowałem usuwać się w cień, bowiem od początku ustaliliśmy, że trener pracuje całkowicie samodzielnie. Oczywiście często konsultowaliśmy różne sprawy, czasami mówiłem mu, że to czy tamto zrobiłbym inaczej, ale zawsze na koniec zaznaczałem: Łukasz, decyzje podejmujesz ty. To jest i było jasne.
Uważa pan, że Kruczek mimo wszystko sprawdził się w roli trenera?
Moim zdaniem tak. Cztery lata był asystentem trenera kadry, sam też był zawodnikiem. Dzięki temu miał szeroki przekrój metod treningowych. Jest świetnie wykształcony do pełnienia tej roli. Brakuje mu doświadczenia, ale szybko je zdobywa. Pamiętajmy, że dopiero pierwszy rok podejmował samodzielnie wszystkie decyzje. Liczę, że będzie się rozwijać.