Po zwycięstwie była jeszcze ceremonia wręczenia medali i kontrola antydopingowa, więc polski skoczek dotarł do hotelu ok. 23. Miał niecałą godzinę, by spakować się i oddać bagaże, które zaraz po północy zostały zawiezione na lotnisko. W całym tym zamieszaniu Adam nie miał nawet czasu kupić pamiątek z Japonii. Udało mu się dopiero w nocy.

Dosłownie w ostatniej chwili, tuż przed zamknięciem hotelowego sklepiku. Z racji późnej godziny i pory zakupów (ostatni dzień mistrzostw) wyboru wielkiego nie miał. Zdecydował się na maskotkę mistrzostw - jelonka o imieniu Norkey oraz zabawny kapelusz.

Gdy był już obkupiony i skończył długie spotkanie z dziennikarzami, wsiadł w taksówkę i pojechał szukać knajpki, gdzie nieco wcześniej udała się reszta polskiej ekipy. Dopiero tam mógł uczcić swój ogromny sukces lampką szampana - pisze "Fakt".

Nawet jeśli tej nocy Adam nie miał zamiaru kłaść się spać, długo balować nie mógł. O 5 rano musiał być w autobusie, który zawiózł go na lotnisko, skąd poleciał do kraju.