Jednak zanim Małysz pojechał do rodzinnej miejscowości, musiał jeszcze rozdać kilkanaście autografów na lotnisku. Bo gdy zobaczyli go przypadkowi kibice, natychmiast podeszli pogratulować królowi skoków tytułu mistrza świata.

Małysz oczywiście dziękował kibicom i pokazał im swoje trofeum - złoty medal mistrzostw w Sapporo. Jak się okazało - był on przyczyną sporych kłopotów. Bo we Frankfurcie przez medal Małysza piszczały wszystkie bramki.

Jednak nie przeszkodziło to polskiemu skoczkowi w powrocie do Warszawy. Na Okęciu nie zabawił długo, bo był zmęczony. "Spałem może godzinę, a lot trwał bardzo długo. Niczego też nie mogłem zjeść" - powiedział Małysz, który był bardzo szczęśliwy z powrotu do kraju.

Tym bardziej że na lotnisku czekała na niego żona. I to ona zabrała Małysza do swojego czarnego terenowego bmw. Razem pojechali do Wisły, gdzie dziś odbędzie się oficjalne przywitanie mistrza świata w skokach narciarskich.