Norwegowie aż tak bardzo są pewni sukcesu Polaka, że nie zwracają uwagi na niskie kursy za jego triumf. Wygrana Małysza daje zaledwie 1,36 postawionej stawki. Za zwycięstwo Jacobsena płacą trzy do jednego. Mimo tego rozkochani w skokach fani z Norwegii, chętnie wykładają pieniądze na naszego zawodnika, licząc choćby na niewielkie zyski. Każdy chce zarobić choć kilka groszy.
Przez to zamieszanie bukmacherzy znaleźli się w kropce. Dla nich wygrana któregokolwiek ze skoczków nie jest na rękę. W obu wypadkach dostaną po kieszeni. "Kiedy przyjmowaliśmy zakłady tuż przed rozpoczęciem sezonu, to wiele osób postawiło na zwycięstwo Andersa Jacobsena. Typując wtedy jego sukces można teraz zarobić sto razy większą sumę!" - powiedział Frank Hansen, dyrektor jednej z bukmacherskich firm.
Jeśli wygra Norweg, to muszą liczyć się z stratami. "Zwycięstwo Jacobsena to sprawa narodowa, ale bardzo się tego obawiamy... Możemy dołożyć do interesu" - martwi się Hansen. "Przed sezonem wydawało się nam niemożliwe, żeby młody i niedoświadczony Jacobsen coś zrobił w walce z zawodowcami" - dodaje.
Kursy na Małysza - jednego z faworytów - były początkowo w miarę niskie, a potem spadały, gdy rosło prawdopodobieństwo jego wygranej. Jednak liczba osób, które typują jego zwycięstwo jest znacznie większa, niż tych stawiających na Jacobsena. "Jeżeli Polak wygra, to będziemy musieli przygotować dużo pieniędzy. A jak Jacobsen? No cóż... Zdarzało się, że wypłacaliśmy po kilka milionów na rzadkie wyniki, ale nigdy w skokach narciarskich" - mówi poważnie zmartwiony całą sytuacją Frank Hansen.