Czy przywiozła ze sobą pani do Londynu wieczorową suknię i balowe buty?

Nie, a powinnam?

W poniedziałek wieczorem jest przecież Bal Mistrzów Wimbledonu 2013.

Ale to przecież dość daleko.

Reklama

Daleko? Chyba zostało tylko pięć dni?

No i dwa mecze do wygrania (śmiech). Dodam, że jedynie półfinał i finał Wielkiego Szlema, jakby się ktoś pytał.

Przed rokiem była pani tu w finale, a teraz od ćwierćfinałów jest pani najwyżej notowaną uczestniczką w rankingu WTA Tour.

I jeszcze może się dowiem, że faworytką bukmacherów i fachowców też?

No nie, tu zdania są podzielone mniej więcej po połowie. A jeśli chodzi o zakłady bukmacherskie, to jest pani dopiero druga, za Lisicki, w kolejce do zwycięstwa w turnieju.

Tym, bardziej nie należy jeszcze myśleć o eleganckiej sukience i butach na bal. Zresztą nie miałam jeszcze nawet czasu tu w Londynie wyskoczyć na zakupy.

A w ostatnią niedzielę, która tradycyjnie była dniem wolnym w turnieju też nie?

Niestety nie, wtedy był trening, regeneracja po ciężkim meczu w trzeciej rundzie i przygotowania do kolejnego występu w poniedziałek. Ta niedziela tylko z pozoru jest wolna, bo jak się przechodzi do drugiego tygodnia w Wielkim Szlemie, to już nie ma żartów, no i nie ma czasu na zakupy i jakiekolwiek inne rozpraszanie się.

Ale w razie zwycięstwa w Wimbledonie to czas na zakupy trzeba będzie znaleźć.

Będzie przecież w niedzielę.

Reklama

Czyli jednak pani o tym myśli?

O nie, nie, jeszcze nie, na pewno nie (śmiech). Przypominam, że do tego jeszcze trzeba wygrać dwa zapewne dość ciężkie mecze. Przede wszystkim w czwartek z Sabine Lisicki, dobrą znajomą, z którą zawsze można porozmawiać po polsku w szatni. Ewentualnie później są jeszcze Kirsten Flipkens lub Marion Bartoli.

Ale jest pani wyżej w rankingu od rywalki, dobrze się pani czuje na trawie i była tu przed rokiem w finale. Czy to nie są argumenty za awansem?

Tak, ale Sabine jest świetną zawodniczką, była już przecież blisko czołowej dziesiątki, no i jak wchodzi na trawie, to od razu gra jak natchniona. Ma bardzo mocny serwis, który na tej nawierzchni zawsze jest dużym atutem. Nie będzie to, więc łatwy mecz i wcale nie jest łatwo przewidzieć, która z nas wygra.

A czy ma pani ulubionego projektanta czy firmę, której wieczorowe sukienki lubi pani nosić?

Nie, po prostu sukienka musi mi się spodobać. Musi mi "przypasować", dobrze leżeć i muszę się w niej dobrze czuć. Wtedy ją kupię i założę jak tylko będzie okazja. Ale zaraz, nie mówię o tej niedzieli, tylko ogólnie. A miałam się nie dać sprowokować.

Lisicki była w półfinale Wimbledonu w 2011 roku i to jej najlepszy wynik w Wielkim Szlemie. Pani przed rokiem doszła tu do finału, więc szlaki są chyba bardziej przetarte niż u rywalki?

To nie działa tak prosto, na korcie nie gra przecież ranking. Sabine wyeliminowała tu w czwartej rundzie samą Serenę Williams, która miała wygrać cały turniej, więc nie jest w półfinale przypadkowo. Trzeba mieć dla niej respekt i dla jej gry.

John McEnroe powiedział, że "bez Sereny dziewczyny zorientowały się, że nie grają już tylko o drugie miejsce". Jest w tym racja?

Trochę pewnie tak. Wiadomo, że Serena grała ostatnio tak dobrze i to nawet na kortach ziemnych, więc raczej trudno było sobie wyobrazić, że nie obroni w Londynie tytułu. A jednak nie... Stało się, przegrała z Lisicki i teraz chyba ciężko jest wskazać zdecydowana faworytkę w naszej czwórce.

Już ustaliliśmy, na podstawie bukmacherów, że jest nią Sabine Lisicki, a dopiero druga w kolejce jest pani. A gdyby jednak potoczyło się inaczej, to jaki kolor sukienki wybrałaby pani na Bal Mistrzów?

Tym razem nie dam się wciągnąć w taką grę i nie odpowiem na pytanie. Ani jaki jest mój ulubiony kolor w ogóle też nie zdradzę.

Czy wie pani, że podczas tego balu mistrzynię i mistrza Wimbledonu czeka wspólny taniec?

Tak, słyszałam o tym. Cóż, zwycięstwo w Wimbledonie do czegoś zobowiązuje.

Co powiedziałby pani na taniec z Jerzym Janowiczem w poniedziałkowy wieczór?

Albo z Andym Murrayem czy Novakiem Djokovicem, zresztą wciąż jest jeszcze wiele możliwych konfiguracji. No i przede wszystkim ja jestem dopiero w półfinale, a jak się właśnie dowiedziałam nie jestem w jego faworytką ja, lecz Sabine.

No tak, ale przecież wcześniej trzeba będzie pomyśleć o wygodnych butach do tańca...

Poddaję się, proponuję, że wrócimy do tego tematu w sobotę po finale.

Jesteśmy umówieni?

Oczywiście, ale pod warunkiem, że w nim wystąpię, no i wygram. Przypominam, że w czwartek gram półfinał z Lisicki, a to naprawdę nie będzie łatwy mecz.