Na tak obiecujących skoczkach jak Mateja czy Wojciech Skupień, trener Hannu Lepistoe poznał się od razu i już zimą chciał odmłodzić reprezentację. By mieć argumenty, że utalentowani nastolatkowie nie spiszą się gorzej niż doświadczeni, ale nieskuteczni zawodnicy, zabrał na Puchar Świata 16-letniego Macieja Kota.

Reklama

Teraz fiński szkoleniowiec wreszcie postawił na swoim. W przyszłym tygodniu działacze PZN mają zatwierdzić zaproponowany przez niego skład kadry na przyszły sezon. Najpewniej zaufają Lepistoe.

"Zgodnie z postanowieniem Hannu ci, którzy wiele razy już zawodzili, przestaną jeździć na zawody. Nie zamykamy przed nikim drzwi do kadry, ale będziemy stawiać na młodych" - obiecuje "Faktowi" Apoloniusz Tajner, prezes PZN. W związku z tym oprócz Kota w pierwszej reprezentacji prawdopodobnie znajdą się również inni juniorzy: Krzysztof Miętus i Kamil Kowal, którzy do tej pory byli objęci programem "Szukamy następców mistrza".

Mateja, jeśli nie zdecyduje się zakończyć kariery, będzie mógł skakać, ale na zupełnie innych niż do tej pory zasadach. Dostanie sprzęt - kombinezony, narty i... tyle. Żadnych atrakcyjnych wyjazdów na kwalifikacje do konkursów, żadnych pieniędzy za kolejne nieudane występy. Choć Mateja i tak będzie miał z czego żyć. Przez jeszcze prawie rok będzie dostawał 3680 zł miesięcznie (minus podatek), stypendium za 5. miejsce zajęte w konkursie drużynowym podczas mistrzostw świata w Sapporo. Mogło być o wiele wyższe, gdyby "Dziadek" nie zawalił drugiego skoku, przez co straciliśmy historyczną szansę na brązowy medal.

Reklama