Teren wokół kortów Warszawianki przypomina wielki plac budowy - pisze DZIENNIK. Na razie nic nie wskazuje na to, że już za kilka dni wielkie gwiazdy tenisa będą tu rywalizować w turnieju pokazowym Suzuki Warsaw Masters. "Obiekt będzie gotowy na czas, jak co roku" - uspokaja dyrektor turnieju, Stefan Makarczyk. "Do tego w sobotę zakończy się remont Puławskiej, więc na Warszawiankę będzie można dojechać bez przeszkód".

Reklama

Na razie robotnicy brodzą w piachu wokół kortu centralnego, montują rusztowania, przykręcają krzesełka na trybunach, a w centrum tego zamieszania od kilku dni trenuje Marta Domachowska.

"Przy okazji ubijam kort, żeby lepiej nam się grało na turnieju. Ale muszę przyznać, że nawierzchnia jak na tę porę roku jest świetnie przygotowana" - mówi tenisistka.

Marta jest w Polsce dopiero od soboty. Ciągle odczuwa skutki zmiany strefy czasowej po prawie 2-miesięcznym pobycie w USA. Ostatnio startowała tam w dwóch turniejach na zielonej mączce - czytamy w "Dzienniku".

"Tamta nawierzchnia bardziej przypomina twarde korty, na cegle gra się trochę inaczej, ale mam jeszcze sporo czasu, więc zdążę się przygotować. Zdaję sobie sprawę, że wszyscy czekają na mój mecz z Agnieszką Radwańską. Po wyrównanym spotkaniu w Charleston, wiem, że mam szansę. Zaraz potem będę grała z Jeleną Dementiewą".

Jeśli Domachowska wygra oba mecze fazy grupowej i awansuje do sobotniego półfinału, spóźni się na eliminacje do turnieju WTA w Berlinie.

"O to będziemy się martwić później. Być może poprosimy o przesunięcie spotkań eliminacji na niedzielę, albo w ogóle tam nie pojedziemy" - mówi Paweł Ostrowski, trener zawodniczki. "Oba wyjścia będą dobre. W Warszawie Marta nie zarobi punktów, ale seria meczów z dziewczynami z czołówki to dla niej bezcenne doświadczenie. Właśnie tego najbardziej brakowało jej w zeszłym sezonie. Zresztą ostatnio ani w Amelia Island ani w Charleston też zbyt wiele nie grała. A przed Roland Garros zostaną jej jeszcze turnieje w Rzymie i Istambule".