Panie Andrzeju, jak pana forma?
Lepiej nie pytaj. Tragedia! Sam (Colonna – trener Polaka) tak mnie goni, że ledwo zipię. Ale najważniejsze, że żyję!
To chyba dobrze, że tak dostaje pan w kość?
Zaraz ty dostaniesz... A tak poważnie, wolę to niż nic nie robienie. Stare kości bolą jak cholera, ale lubię zapieprzać. I mam po co.
No właśnie, w końcu może spełnić się pana marzenie o zdobyciu tytułu mistrza świata...
Powoli, najpierw muszę wygrać z Austinem. Teraz myślę tylko o tej walce. Mam sparingpartnera, który ostro mnie goni po ringu. Sam dokłada swoje. Pracuję ciężko, bo wiem, że Austin to nie byle kto. Do walki już niedużo czasu, a przede mną sporo roboty.
Co powie pan o najbliższym rywalu?
To wielki murzyn. Chce tak samo wygrać jak ja. Kiedyś już bił się o mistrzostwo świata (przegrał w II rundzie z Władymirem Kliczko – red.), więc potrafi boksować. Wie, że jak przegra, to będzie po nim. Ale ja mam większą motywację, bo jak go pokonam, to potem czeka na mnie Wałujew.
Kiedyś mówił pan, że bez siekiery nie podszedłbyś do niego. Weźmie ją pan ze sobą do ringu?
Kiedyś byłem słabszy. Teraz czuję się jakbym miał dwadzieścia lat mniej. Chyba jestem bardziej wyluzowany. Co miałem przegrać, to przegrałem. Czas wreszcie zdobyć prawdziwy pas.
7 listopada zdobędzie pan pas WBC International...
... człowieku, to jest półpasiec, a nie pas.
Chciałem powiedzieć, że jak zdobędzie pan ten pierwszy, to może doda on panu sił, by wyrwać Wałujewowi pas mistrza świata WBA.
Przede wszystkim muszę pokonać Austina, a przy tym uważać, by nie stracić za dużo sił. Bo będą potem potrzebne na tego ruskiego wielkoluda.
Najlepiej byłoby wygrać w Chinach przed czasem...
Przed czasem to mogę z tobą wygrać. To jest boks, waga ciężka, wszystko jest możliwe. Nic się nie da przewidzieć.
A czy w ogóle jest możliwe stoczyć dwie walki w ciągu sześciu tygodni?
Kiedyś biłem się co trzy tygodnie i wygrywałem. Ok, to było na początku kariery, ale nadal mogę to zrobić. Sam coś wymyśli. Tak mi przygotuje treningi, że złapię formę najpierw na Austina, a potem na Wałujewa.
To pańska piąta szansa na mistrzowski tytuł. Don Kinga chyba pana lubi, skoro ciągle daje panu szansę.
Może wie, że nie przegrałem ani z Ruizem, ani z Byrdem i chce bym wreszcie dostał to, co mi się należy. „Dziadek” obiecał mi walkę o mistrzostwo świata i dotrzymał słowa. Teraz muszę tylko wyjść do ringu i wygrać. Powiedziałem kiedyś, że tylko marzenie o mistrzowskim pasie trzyma mnie przy boksie. Wszyscy mi mówią: „rzuć to, idź na ryby”. A ja nie chcę. Ryby to nuda. Wolę boks.
No to jak będzie, zrobi pan nam prezent pod choinkę i zostanie mistrzem świata?
Przestań mnie już męczyć. Wystarczy, że Sam to robi. Kończę, bo muszę iść na trening.