Z Cunninghamem będzie pan walczył w Newark pod Nowym Jorkiem. To ma jakieś znacznie?
Dzisiaj walczy się w różnych miejscach. W USA, w Polsce, ostatnio modne są Chiny. Wiadomo, że na swoim ringu walczy się pewniej.
A tu jak się pan czuje?
Jak u siebie. Wiem, że będzie dużo polskich kibiców. Żona też powinna być, choć nie wiem, z kim wtedy zostaną córki.
Co w boksie Cunninghama jest najgroźniejsze?
Umiejętność klinczowania. Wykorzystywał to w większość walk. Klincz jest męczący. Ja wolę walczyć w dystansie, potrafię szybko ruszać się na nogach i będę chciał to w czwartek wykorzystać.
A jego najsłabsza strona?
Wydaje mi się, że on nie ma jakiejś super kondycji i w drugiej części walki zwalnia. Słyszałem, że ma problemy z wagą. Może to jest przyczyna?
Przed walką z O'Neillem Bellem wiedział pan, że rywal jest wolniejszy i będzie próbował zadać kończący cios. Teraz zanosi się na zupełnie inny pojedynek.
Patrząc na walki Mormecka z Bellem mogło się wydawać, że Bell mnie „zje” najpóźniej w drugiej rundzie. A było zupełnie inaczej. Zobaczymy, jak Cunningham będzie sobie radził z moim stylem. On z kimś takim ja nigdy nie walczył. Cunningham nie ma mocnego ciosu. On raczej zamęcza rywala. Ale ja chcę walczyć swoje. Szybkość, szybkość i jeszcze raz szybkość. Trener Gmitruk mówił nawet, że jestem szybszy niż w czasach, gdy walczyłem w niższej kategorii. To dlatego, że już nie muszę zbijać wagi. Poza tym dzięki temu mam czym przyłożyć. Bokserzy, którzy ze mną sparowali coś o tym wiedzą.
Walkę Oscara De La Hoi z Mannym Pacquiao pan oglądał?
Pewnie, że tak!
I co pan sobie myśli słysząc, że oni zarabiają po kilkanaście milionów dolarów za walkę? Uprawiacie inny sport?
Ja się cieszę z tego, co mam. I liczę na to, że po czwartkowym zwycięstwie moja kariera ruszy do przodu.
Ale miliony nadal są tylko marzeniami.
Bo ciągle nie jestem mistrzem. Kiedy już zdobędę pas, powinno być łatwiej.
A interesują pana kolejne sportowe osiągnięcia w wadze junior ciężkiej czy myśli pan o przejściu do wyższej kategorii?
Zobaczymy. W USA rywali wybierają telewizje. Jeśli będą chciały, żebym bił się z kimś z wagi ciężkiej, to w porządku. Trochę przytyję i wszystko będzie w porządku. Zresztą sparuję z ciężkimi i daję sobie radę. Jeżeli będzie taka możliwość, to chętnie spróbuję, choć nie chcę walczyć z jakimś olbrzymem. Moje gabaryty są, jakie są.
Jeśli w czwartek wygra pan z Cunninghamem to może zrobi pan rodzinie niespodziankę i przyjedziecie na święta do Polski?
Raczej nie. Do Polski przyjedziemy troszeczkę później. Na święta jedziemy do Lake Placid na narty. O kontuzje się nie boję, bo jeżdżę ostrożnie. Zresztą, już tak mam, że za co się nie wezmę, to robię to dobrze.
A jeżeli pan przegra, to też będzie pan szusował po stoku?
Jak przegram? Nie biorę tego pod uwagę. Gdybym tak myślał to znaczyłoby, że się boję.