"Będziemy go wybudzać, ale dopiero za kilka dni. Jego stan jest ciężki, ale stabilny" - mówi rzeczniczka krakowskiego Szpitala Uniwersyteckiego Anna Niedźwiedzka. Czech ma obrzęk mózgu. Po wybudzeniu zapewne konieczna będzie trepanacja czaszki.
Rodzice oskarżają
We Frensztacie, rodzinnej miejscowości Jana Mazocha, wszyscy mówią tylko o tragedii w Zakopanem. Mama skoczka, pani Vera, od trzech dni jest na środkach uspokajających.
"W sobotę przed wyjściem do pracy w fabryce Siemensa obejrzałam z mężem i młodszym synem Jirzim pierwszą serię. Wszyscy byliśmy zadowoleni ze skoku Honzy. Byłam przekonana, że do dalszego skakania nie dojdzie. Niestety, organizatorzy postanowili inaczej" - mówi "Faktowi" matka sportowca.
O wypadku syna poinformował ją mąż. Pani Vera natychmiast przerwała pracę i wróciła do domu. Od kilku nocy nie śpi. Wzięła zwolnienie lekarskie. Wściekłości nie kryje ojciec Janka, Jindrich. "Konkurs trwał, bo organizatorzy robili wszystko, żeby na podium stanął Małysz. Tymczasem w ten weekend zawody powinny być odwołane. Niech Walter Hofer, odpowiedzialny za organizację Pucharu Świata, sam wyjdzie na skocznię i spróbuje skoczyć wtedy, kiedy wieje ze wszystkich stron! On i jemu podobni patrzą tylko na zyski, na pieniądze. Tylko to im w głowie" - złości się Mazoch senior.
Po chwili ojciec Janka zmienia trochę ton. "Honza bardzo cieszył się na myśl o Zakopanem. To jego ulubiona skocznia, a u pana Mąki, gdzie zawsze kwateruje ekipa, jest jak w domu" - opowiada "Faktowi".
Dziadek nie może uwierzyć
Dziadek Janka - Jirzi Raszka - to mistrz olimpijski w skokach z 1968 roku z Grenoble. To on namówił wnuka na uprawianie tego sportu.
Zawody w Zakopanem oglądał w polskiej telewizji. "Gdzie Hofer miał oczy? Przecież wystarczyło spojrzeć na to, co wiatr wyczyniał z drzewami, żeby od razu odwołać zawody. Momentami wiało z siłą 12 metrów na sekundę!" - denerwuje się Raszka.
Za chwilę zaś wskazuje winnych sobotniej tragedii: "Kiedy w jury zawodów są tacy ludzie, jak pan Hofer, Tepes czy organizator konkursu od was, kiedy pod skocznią jest kilkadziesiąt tysięcy ludzi, to nie ma interesu, żeby nie skakać i odwoływać zawody".
Dziadkowie cały czas mają jednak nadzieję, że ten koszmar szczęśliwie się skończy. "Wierzymy, że Honza wróci do zdrowia i do skakania, bo z tego, co stało się w Zakopanem, i tak nic nie będzie pamiętał" - mówi "Faktowi".
Nie wolno go przewieźć do Pragi?
Wolą rodziców Mazocha jest, by syna przewieziono z Krakowa do Pragi, do szpitala wojskowego w Streszowicach. Na razie jednak polscy lekarze nie chcą się na to zgodzić, bo boją się najgorszego. Podróż może oznaczać śmierć. Czekają nas kolejne doby dramatycznej walki o życie młodego czeskiego skoczka.
Mija kolejna doba dramatycznej walki Janka Mazocha o życie. Kolejne 24 godziny, które nic nie zmieniły. Czeski skoczek narciarski, który miał w sobotę w Zakopanem tragiczny wypadek, nadal jest w śpiączce. Jego rodzina, do której dotarli dziennikarze "Faktu", żyje już tylko nadzieją.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama