Dlaczego nie trenuje pan już Mike'a Mollo? O co poszło?
Niektórzy ludzie nie potrafią się po prostu dogadać. Proszę pana, ja trenowałem kilku mistrzów świata, mam już 61 lał. A w moim wieku, jeżeli coś mi nie odpowiada, to macham na to ręką i już. Z Mikiem nie chciałem dłużej współpracować, bo ja jestem starym, doświadczonym człowiekiem, który lubi dyscyplinę. A on jest moim przeciwieństwem.
To znaczy, że nie traktuje boksu poważnie?
Jeżeli decyduje się trenować, jest świetny, to muszę mu przyznać. Ale jeżeli mu odbija... To koniec.
Bardzo pan tajemniczy. Chodzi o to, że czasami woli balować, niż trenować?
To bardzo przystojny mężczyzna. Zawsze ma dużo do powiedzenia, a akurat on potrafi się wysłowić. Jest żonaty, ale nadal ma ogromne powodzenie u kobiet. Mike to bardzo kolorowa postać. Kiedy był moim zawodnikiem, nie chciał się przenieść z Chicago na Florydę, gdzie mieszkam. Jemu zawsze najlepiej było w Chicago. Wtedy uważałem to za dziecinadę, teraz staram się go zrozumieć. Podobno przed walką z Gołotą wyjechał nawet na obóz.
Nie zgadza się pan, kiedy Mollo nazywają Mr Nobody w boksie?
Z tego, co wiem, to Mike jest na 8. miejscu w rankingu WBA, czyli wyżej od Gołoty. A to oznacza, że mimo młodego wieku już jest Mr Somebody w tym biznesie. W Chicago, w końcu wielkim mieście, jest najlepszym bokserem.
Tu pan przesadził, przecież Gołota mieszka w Chicago.
Mieszka, czy pomieszkuje? Mieszka na stale? Ok, ale nie tak dawno przegrał tam z Lamonem Brewsterem. Mollo nie przegrywa, na dodatek to chłopak z Chicago, a nie napływowy. Często tam walczy, wszyscy go znają. To wielkie nazwisko w Chicago. Fachowcy widzą w nim przyszłego mistrza świata.
Zaraz pan powie, że to Mollo jest faworytem pojedynku z Gołotą.
Jest nim Gołota, ale niezdecydowanym. Polak jest znacznie większy, potężniejszy i o wiele mocniej bije.
Ale to o Mollo mówi się, że jest puncherem.
Jest, ale Gołota bije jeszcze mocniej. To trzeba mu oddać.
Jak się zaczęła przyjaźń Mollo z rodziną legendarnego Rocky'ego Marciano?
Rodzina Marciano zna się z rodziną Mollo od lat. Wspierają Mike'a od początku jego kariery, są na każdej jego walce. Rocky to jego idol. Co więcej, Mike próbuje walczyć jak Marciano, mocno uderzać i być tak samo szybkim.
Mówi się, że Mollo przypomina raczej młodego Mike'a Tysona.
Jest mały, bardzo szybki, ma mocne nogi. Jeżeli rywal nie jest skoncentrowany, zwłaszcza na początku walki, Mollo go nokautuje. Jak Tyson. Tak wygrał chociażby z tym wielkim Irlandczykiem McBride'em, z którym ostatnio walczył Gołota. Szybkość Mollo jest unikalna, właśnie dlatego znokautował wielu większych od siebie. Ale to przydaje się też w obronie. Jest za szybki dla rywali, dzięki czemu nie daje się trafić. Wygrywa mimo skromnych warunków fizycznych. W tym przypomina Marciano.
Kiedy był pana zawodnikiem, stosowaliście ciekawe metody treningowe, w starym stylu. Podobno Mollo rąbał drewno zamiast ćwiczyć w siłowni?
Nie zamiast, to było tylko uzupełnienie treningu. Wyjeżdżaliśmy pod miasto, gdzie Mike rąbał drzewo i walił ogromnym młotem w opony od cieżarówek. Stosowaliśmy dużo starych technik, np. ćwiczenia z piłką lekarską. W ten sposób trenowali najwięksi: Muhammad Ali czy George Foreman. To bardzo naturalne. Nie niszczy zdrowia jak podnoszenie ciężarów. Z tego, co wiem, Mollo nadal ćwiczy z piłkami lekarskimi. Jeden z jego obecnych trenerów, 79-latek, nazywany jest nawet Joe „Medicine Ball” Wright. To dobre metody, proszę zwrócić uwagę, że Mollo jest bardzo silny.
Czyli to będzie ciężka walka dla Gołoty?
Wielu fachowców mówi, że Gołota powinien łatwo wygrać. Polak jest duży, za duży dla Mollo. Za bardzo doświadczony, po prostu za dobry. Ale dla Mollo ta walka będzie wielkim wyzwaniem. Jestem ciekaw, jak się zachowa, kiedy Gołota trafi go swoim potężnym prawym. Mike nigdy nie walczył z kimś, kto potrafi przyłożyć z taką siłą.