Spotkanie z Islandią było dla was decydujące. Czy przed tym meczem dopuszczał pan w ogóle możliwość porażki?
Wiedziałem, że wygramy. Mamy silniejszy zespół, znamy Islandczyków i potrafiliśmymy tę wiedzę wykorzystać. To oczywiście nie znaczy, że ich lekceważyłem. Ale widziałem, jak bardzo mój zespół jest zmobilizowany, jak bardzo pragnie sukcesu, jak bardzo chce zrealizować swoje marzenia. Dlatego porażka w tym spotkaniu nie wchodziła w grę.
Nerwy były duże?
To były nie tyle nerwy, co nieprawdopodobna mobilizacja. W ostatnich dniach przed turniejem najgorszą rzeczą było właśnie oczekiwanie na pierwszy gwizdek. Po spotkaniu ze Szwedami to napięcie trochę zeszło, ale pojawiło się kolejne wyzwanie - Islandia. To był dla wszystkich najważniejszy mecz. W szatni powiedziałem chłopakom, że jeśli ktoś się czuje zdenerwowany i za mocno podekscytowany, to niech bardzo głośno śpiewa hymn. To pomoże wyrzucić z siebie nadmiar emocji. Ja sam tak zrobiłem. Chyba jeszcze nigdy tak głośno nie śpiewałem Mazurka Dąbrowskiego.
Zakładaliście przed meczem wyłączenie z gry lidera rywali Olafura Stefanssona?
Tak. Wiadomo było, że całą grę organizuje Islandczykom nie środkowy Gudjonsson, tylko właśnie leworęczny Stefansson. On i skrzydłowy Sigurdsson byli zawodnikami, którym poświęciliśmy najwięcej uwagi. No i zneutralizowaliśmy ich dość skutecznie. Obaj rzucili tylko dziesięć bramek.
Świetny mecz rozegrali bramkarze, zwłaszcza Sławomir Szmal.
To, co wyczyniał w bramce Sławek, to było mistrzostwo świata. Nie powiem, że ten chłopak grał jak w transie. On po prostu był w transie. Istniało dla niego tylko boisko, przeciwnik i piłka. Jego zdolność koncentracji jest niesamowita. 45 procent obronionych rzutów w meczu na takim poziomie - to mówi samo za siebie. Jest zawodnikiem światowej klasy. Ale nie tylko dzięki niemu jedziemy na igrzyska. Cała nasza drużyna zasługuje na najwyższe uznanie. Jestem dumny z tego zespołu, kocham tych chłopaków. To nie ja, tylko oni są dzisiaj największymi bohaterami. Każdy z nich dał z siebie wszystko. Kiedy Rafał Gliński zmarnował stuprocentową kontrę, dostał ode mnie opierdziel, ale powiedział, że był w takim gazie, że nawet nie zauważył, co robi bramkarz. Zresztą wszyscy byliśmy jak w bitewnym szale. Ja też. Chłopaki nawet czasem mówią mi, żebym był trochę pokojniejszy. Ale ja tak już mam.
Dzięki zwycięstwu nad wyspiarzami gra z Argentyną miała być tylko formalnością?
Po Islandii wiedzieliśmy już, że mamy prawie pewny awans, ale został nam jeszcze ten mecz. Wiadomo było, że na 20 spotkań z nimi musimy 20 wygrać. Wiedzieliśmy, że wygramy. Ale obawiałem się trochę podejścia chłopaków do tego spotkania. Nie chodzi mi o to, że oni świadomie zlekceważyliby przeciwnika, ale po osiągniętym celu motywacja spada automatycznie.
Waszym ósmym zawodnikiem podczas turnieju była widownia.
Atmosfera była fantastyczna. Przyznaję, że przed turniejem obawiałem się, czy uda się zapełnić halę. W końcu nie jesteśmy siatkarzami, nie mamy takiej popularności. A dla mnie było strasznie ważne, żeby zawodnicy poczuli wsparcie polskich kibiców. Z własnego doświadczenia wiem, że mając za sobą publiczność czujesz, jakby coś pchało cię do przodu, mimo zmęczenia i bólu. Jednak to, co się działo na trybunach, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Zresztą nie tylko moje, bo Szwedzi, Islandczycy i goście z innych krajów mówili, że mecze Polaków były jednymi z największych widowisk, jakie widzieli. Dziękuję kibicom, byli fantastyczni.
Kwalifikacje olimpijskie już skończone, ale czeka was jeszcze ważny dwumecz ze Szwajcarią o awans do mistrzostw świata.
To jest chore. Dawka grania, jaką aplikuje się tym chłopakom, jest zabójcza. Za nimi jest morderczy sezon w Bundeslidze i pucharach europejskich. Potem te kwalifikacje do Pekinu, za chwilę eliminacje MŚ, a zaraz potem przygotowania do igrzysk i turniej olimpijski, po którym zaczyna się nie tylko sezon ligowy, ale i eliminacje do ME, rozgrywane systemem grupowym. Oczywiście będziemy musieli się ponownie zmobilizować, mamy teraz parę dni na regenerację i ze szwajcarami powinniśmy wygrać. Ale coś z tym kalendarzem trzeba zrobić, bo na dłuższą metę taka dawka meczów jest nie do zniesienia.