Gdy półtorej godziny przed startem kierowcy wyjechali na tradycyjną rundę wokół toru wiezieni na naczepie ciężarówki, z postawionymi kołnierzami sięgającymi pod nos, kapturami, i rękawami bluz wyciągniętymi na dłonie starali się ochronić przed zimnym wiatrem i deszczem. Wtedy w Spa rzęsiście lało, ale na tym torze pogoda nie tylko zmienia się w ciągu kilku minut, ale i różni w poszczególnych sektorach toru. Później na starcie było wprawdzie chłodno, ale już sucho. Mimo to nie dało się uniknąć zamieszania na pierwszym zakręcie.

Reklama

Jarno Trulii znakomicie ruszył, lecz pod koniec prostej uderzył w Sebastiana Bourdais, a część kierowców z tyłu musiało wyjechać z toru, omijając bolidy. W konsekwencji Robert Kubica spadł na 10. miejsce, ale na kolejnych okrążeniach odrabiał pozycje. Po pierwszym pit stopie wyjechał tuż za plecami Sebastiena Bourdais i przed drugą serią tankowań walczył z nim o szóstą lokatę. "Drugi raz do boksów zjechałem kółko później niż Francuz, więc były szanse, żeby go wyprzedzić. Niestety, coś poszło nie tak i straciłem dwie lokaty. Gdyby nie ten pit stop, byłbym na podium" - opowiadał potem Kubica. "Pojawił się problem z wężem tankującym. Nie chciał się przyczepić do bolidu. Robert stracił na tym 4-5 sekund" - wyjaśniał potem szef zespołu Mario Theissen. Polak nie tylko nie wyprzedził Bourdais'a, ale i spadł za Sebastiana Vettela i Nicka Heidfelda - na ósme miejsce.

Podczas gdy z tyłu kierowcy walczyli o punktu, z na czele trójka: Kimi Raikkonen, Lewis Hamilton i Felipe Massa jechała niezagrożona przez 41 z 44 okrążeń. "Czy spodziewałem się deszczu? Ja się o niego modliłem! Wiedziałem, że inaczej będzie mi trudno dogonić Kimiego" - przyznał potem Lewis Hamilton. Na mokrej nawierzchni szybko zbliżył się do Fina i stoczył z nim - jak sam powiedział - jeden z najbardziej pasjonujących pojedynków - zakończony uderzeniem w bandę bolidu mistrza świata. Gdy Raikkonen stracił panowanie nad samochodem i odpadł z wyścigu, Lewis, mając bezpieczną przewagę nad Felipe Massą, musiał tylko dojechać do mety. W tych warunkach było to jednak bardzo trudne zadanie. "Serce mi waliło jak nigdy. Jechałem tak wolno jak się da, przed zakrętami hamowałem 40 metrów wcześniej niż zwykle" - opowiadał kierowca McLarena. Gdy wreszcie minął metę, szczęśliwy krzyczał do zespołu przed radio: - I to właśnie chodzi chłopaki, o to chodzi! Po wyścigu dobry humor szybko mu jednak minął. Okazało się, że sędziowie nałożyli na niego karę 25 sekund za ścięcie szkjany. "Przed tym zakrętem byłem przed Kimim, wiec nie zyskałem przewagi, a potem oddałemu mu pozycję. Uważam, że wszystko było fair" - tłumaczył Brytyjczyk. W tej sytuacji zwycięstwo w swoim setnym starcie w GP mógł świętować Massa.

Gdy spadł deszcz, większość kierowców postanowiła dojechać do końca na oponach typu slick. Jednym z niewielu, którzy zjechali do boksu po deszczówki był Nick Heidfeld. - pomyślałem, że niewielu kierowców będzie miało jaja, żeby to zrobić. To był strzał w dziesiątkę. Choć, gdy wróciłem na tor i usłyszałem od zespołu, że jestem na przedostatnim okrążeniu, a przed sobą nikogo nie widziałem, nie byłem tego taki pewien ? mówił z uśmiechem Niemiec. Robert Kubica był w zgoła odmiennym nastroju. - Gdyby drugi pit stop przebiegł prawidłowo, utrzymałbym pozycję przed Vettelem, Heidfeldem i prawdopodobnie przed Bourdaisem. Kiedy zaczął padać deszcz, to ja a nie Nick zjechałbym po nowe opony ? mówił Polak. W tej sytuacji awans na trzecie miejsce w klasyfikacji mistrzostwo to pyrrusowe zwycięstwo.

Reklama