Hołowczyc zabrał na Dakar coś, czego nie mają rywale. „Magiczną” koszulkę, w której zamontowane są rurki... "Przez te rurki wtłaczany jest specjalny gaz w sprayu, który chłodzi organizm" - wyjaśnia polski kierowca DZIENNIKOWI. "Końcówka rurki podłączona jest do pojemnika z tym gazem. Naciskam przez kilka sekund pompkę iprzez kilkanaście minut mam swoją klimatyzację".
Kierowca Orlen Teamu, który po czterech etapach Rajdu Dakar zajmował dziesiątą pozycję, już wcześniej chciał założyć tę koszulkę pod kombinezon. Ale temperatury nie były jeszcze tak wysokie. W Argentynie robi się jednak coraz cieplej i przed piątym etapem z Neuquen do San Rafael (763 km) zdecydował się wreszcie schłodzić podczas jazdy.
"W kabinie mojego Nissana Navary jest 60 stopni ciepła" - mówi Hołowczyc. "Wszystkie urządzenia są tak gorące, że gdybym dotknął ich bez rękawiczek, poparzyłbym się. Ale i tak moje stopy cierpią. Teraz mamy specjalną płytę, dzięki której temperatura podłogi jest trochę niższa. Trochę to pomaga, ale codziennie i tak muszę smarować żelem poparzone stopy".
Mimo upału kierowcy nie mogą otwierać szyby podczas jazdy, bo kurz i pył jest zbyt duży. Okna są teoretycznie szczelne, ale piasek i tak wdziera się do kabiny. "Co dwadzieścia minut musimy przecierać przyrządy, tak są zakurzone. Trzeba to zrobić szybko, bo strasznie rzuca i muszę mocno trzymać kierownicę. We wtorek na etapie tak nami rzuciło, że przygryzłem sobie wargę. Cóż, popiłem trochę czerwonego wina" - Hołowczyc nie traci dobrego humoru.
Podczas etapu wypija 7-8 litrów wody, przegryza to batonami energetycznymi. Niektórzy jego rywale zakładają ochraniacze na zęby, jak bokserzy. "Też muszę o tym pomyśleć. Na razie wypróbuję chłodzącą koszulkę. Chyba będzie przyjemnie" - mówił Hołowczyc przed startem do piątego etapu.