Jak pisze "Polska", Adamek wsiadł do samochodu i odjechał, choć wiedział, że czekają na niego kontrolerzy. Pojawili się oni u niego w szatni tuż po walce. Wtedy trener Andrzej Gmitruk zasugerował, by najpierw udali się do pokoju Gołoty. Ekipa poszła więc tam i czekała na próbkę Andrzeja.

Reklama

W tym czasie - jak relacjonuje gazeta - Adamek udział wywiadów, potem jego ekipa zebrała rzeczy i wsiadła do samochodów. Jeszcze w drzwiach było słychać rozmowę organizatorów z ekipą "Górala". Zostali poinformowani, że muszą poczekać na oddanie próbki i nie ma sensu wyjeżdżać, również dlatego że miasto jest zakorkowane.

Według "Polski" Adamek chciał, by kontrolerzy przyjechali do hotelu. Ci kategorycznie stwierdzili, że tego nie zrobią i zgłoszą fakt niepoddania się badaniu. Adamek wrócił więc do Areny dopiero po kilkunastu minutach. Było w pół do pierwszej w nocy. Sam Collona, trener Gołoty, nie krył zdziwienia zachowaniem "Górala", który wiedział, że pojedynek toczy się o peryferyjny pas, ale wiążący się z mało znaczącym tytułem mistrza IBF International wagi ciężkiej.

Jest ona na tyle bez znaczenia, że IBF prawdopodobnie nie zrobi ze sprawy wielkiego problemu - czytamy w "Polsce". Tym bardziej że Adamek wrócił w końcu na kontrolę. "Gdyby IBF była rygorystyczna, mogłaby wszcząć procedurę zmierzająca do ogłoszenia non-contest. Gra nie warta jest jednak dla nich świeczki" - twierdzi Andrzej Wasilewski, menedżer grupy Bullit Knockout.